O nie! Gdzie jest JavaScript?
Twoja przeglądarka internetowa nie ma włączonej obsługi JavaScript lub nie obsługuje JavaScript. Proszę włączyć JavaScript w przeglądarce internetowej, aby poprawnie wyświetlić tę witrynę, lub zaktualizować do przeglądarki internetowej, która obsługuje JavaScript.
Artykuły

Żywcem pogrzebani

Czy praca serca może nagle ustać, a potem zostać przez nie podjęta, jak gdyby nigdy nic? Najprościej byłoby uznać, że to lekarz zaniedbał swoich obowiązków. Jednak podobne przypadki zdarzają się na całym świecie - i to od dawien dawna.

Zastraszacze

 

Czy praca serca może nagle ustać, a potem zostać przez nie podjęta, jak gdyby nigdy nic? Najprościej byłoby uznać, że to lekarz zaniedbał swoich obowiązków. Jednak podobne przypadki zdarzają się na całym świecie - i to od dawien dawna

   Być pogrzebanym za życia jest najostateczniejszą okropnością jaka może przydarzyć się człowiekowi - pisał 150 lat temu autor znakomitych opowieści grozy, Edgar Allan Poe. - Wiemy, iż istnieją choroby, w których ujawnia się zupełny zastój wszelkich czynności życiowych... Po pewnym czasie jednak jakiś tajemniczy czynnik znów wprawia w ruch magiczne sprężyny i zaklęte koła organizmu. Nie roztrzaskała się bezpowrotnie złota czara. Lecz co podówczas działo się z duszą?
     No właśnie, czy dusza odchodzi tylko na chwilę, by zaraz powrócić? A jeśli tak, co czuje człowiek, który po powrocie do przytomności stwierdza, że znajduje się w dębowej skrzyni z kilkumetrową warstwą ziemi nad sobą?
      Pytanie z gatunku jak najściślej retorycznych.

 

 


     Na przełomie XVII i XVIII wieku Obawa przed pochowaniem żywcem przybrała charakter obsesji. Żądano wówczas, aby ciało grzebano nie wcześniej niż 48 godzin od stwierdzenia zgonu. Tego rodzaju wskazania były efektem psychozy, bowiem nagminnie opowiadano sobie mrożące krew w żyłach historie o ludziach, którzy budzili się w skrzyni zakopanej w ziemi, po czym umierali z braku powietrza, o ile wcześniej nie zabił ich stres.
    Jak podaje Philippe Aries, francuski historyk idei, jedna z pierwszych takich opowieści pojawiła się w XVII wieku. Dotyczyła studenta pochowanego na cmentarzu w Saint - Suplice, Jego figura, umieszczona na płycie grobowej, została pozbawiona ramienia; nikt nie pamiętał, czy ktoś je ukradł, czy też może rzeźbę nadkruszył nieubłagany czas. Dość, że zaczęto sobie opowiadać, że młody człowiek odzyskał świadomość już w grobie.  Co zaś wydarzyło się później? Otóż zamknięty w koszmarnym więzieniu, kawałek po kawałeczku... pożarł własne ramię. Taki widok ukazał się oczom ludzi, którzy na prośbę guwernera młodzieńca dokonali ekshumacji zwłok. Kiedy ciało powtórnie spoczęło rozkopanym dole, w niejasnych okolicznościach zniknęło marmurowe ramię nagrobnej rzeźby. Było to symboliczne odzwierciedlenie dramatu, jaki wcześniej rozegrał się pod ziemią.
     Prawdą jest, iż wiele ekshumowanych ciał znajdowano bez palców, co nasuwało podejrzenie, że to sami pogrzebani zjedli je w oczekiwaniu na ratunek. Takie okaleczenia, które stanowią stały element opowieści o przedwczesnych pogrzebach, mogły jednak zostać spowodowane naturalnymi procesami gnilnymi.

 

W roku 1742 profesor paryskiego College Saint - Come Jakob Benignus Winslow napisał dzieło o znaczącym tytule Traktat o niepewności oznak śmierci. Praca ta nie zawierała jedynie rozważań teoretycznych - autor utrzymywał, iż jego samego pochowano dwukrotnie. Twierdził przy tym prowokacyjnie, że jakkolwiek nowoczesne, chirurgiczne metody stwierdzania zgonu są lepsze niż tradycyjne, używane przez lud, daleko im jednak do niezawodności. W efekcie - konklu- dowal - wszystkim ludziom zagraża niebezpieczeństwo przedwczesnego pogrzebania. Aby uniknąć takiego scenariusza, zalecał przeprowadzenie serii prób mających niezawodnie wykazać, że trup jest naprawdę trupem. Dlatego nozdrza zmarłego powinny być drażnione nieprzyjemnymi zapachami, na przykład cebuli, czosnku lub chrzanu, a skórę dobrze jest stymulować biczem i igłami. Jelita można pobudzać lewatywą, kończyny ciągnąć z całą gwałtownością, a uszy torturować ohydnymi wrzaskami i wielkim hałasem.

 

 


     Jeśli wszystkie te poczynania nie doprowadzą do „zmartwychwstania", należy przedsięwziąć drugą fazę badania, w której do akcji przystąpią lekarze nacinający podeszwy stóp nieszczęśnika, czy wbijający mu igły za paznokcie. Istniały też inne popularne opcje budzenia ze stanu półśmierci: przypiekanie ciała lub wylewanie na czoło gorącego wosku.
     Praca Winslowa zginęłaby pewnie w mrokach zapomnienia, gdyby w XIX wieku nie odkurzył jej francuski lekarz Jacques Bruhier d'Ablaincourt. Nie tylko dzieło to wznowił, ale uzupełnił je jeszcze o rozdział własnego autorstwa, zawierający liczne przypadki „dowodzące", że przedwczesny pogrzeb to poważny problem społeczny.

Przykłady zacytowane przez Bruhiera można uznać za pouczające.
     Jedna z przedstawionych przez niego historii opowiada np. o młodym mnichu. Człowiek ten podróżując zatrzymał się w gospodzie, gdzie gospodarze poprosili go o czuwanie przy ciele ich zmarłej córki. Pozostawiony sam na sam ze zwłokami zakonnik dał upust żądzom. Tym sposobem nie tylko „ożywił" dziewczynę, ale w dodatku uczynił ją brzemienną (sic!). Kiedy wrócił do gospody dziewięć miesięcy później, kobieta niańczyła nowonarodzone dziecko. Natychmiast wyznał rodzicom, że to on jest ojcem maleństwa i ofiarował się poślubić swą (nie tak dawno „zmarłą") wybrankę. Propozycja młodego mężczyzny została skwapliwie przyjęta.
    Tak naprawdę jednak utwory w rodzaju Lubieżnego mnicha to opowieści ludowe, legendy funkcjonujące w wielu kulturach.
    Książka Bruhiera została przetłumaczona na kilka języków - w tym przede wszystkim na niemiecki. Wieść o niebezpieczeństwie przedwczesnego pogrzebania zabrzmiała dla teutońskiego ucha niczym dzwon wzywający na metafizyczną ucztę. Przez następne półwiecze wspaniała kraina poetów i filozofów stała się rajem kostnic - poczekalni. Ułożone w długie rzędy ciała spoczywały w towarzystwie gotowych rzucić się im na pomoc urzędników, którzy czuwali tak długo, dopóki odór rozkładu nie odebrał im wszelkiej nadziei.

 

 

 

Dlaczego ludzie ulegli nagłej obsesji na punkcie pogrzebania żywcem?
   Można zaproponować takie oto wyjaśnienie tego fenomenu: irracjonalny strach przed pogrzebaniem pojawił się jako odpowiedź na postępującą dechrystianizację. Z jednej strony, zaczęto kwestionować chrześcijańskie dogmaty, z drugiej zaś, świecki racjonalizm przyczynił się do wytworzenia niezwykle niebezpiecznej społecznie i duchowo emocjonalnej próżni.
      Doprowadziło to do erupcji lęku przed śmiercią. Fizyczne tortury, które cierpiał człowiek pogrzebany żywcem, a wyobrażenie których miały dawać obgryzione ręce, posiniaczone głowy i pokryte strupami ciała - mogą być w tym kontekście interpretowane jako świeckie piekło.
     W rezultacie w większości krajów Europy przyjęto 12, a nawet 24-godzinny okres oczekiwania, który każdorazowo poprzedzał pochówek. Lęki te sprawiły, że ze szczególną ostrożnością zaczęto też traktować osoby zmarłe na apopleksję, topielców oraz histeryków.
      W roku 1791 w Weimarze powstał pierwszy „pokój dla trupów" z ośmioma stanowiskami, nadzorowany całodobowo przez miejskiego urzędnika. Projektant i budowniczy owych kostnic, czcigodny Christoph Wilhelm Hufeland podkreślał, że funkcję tę powinni pełnić ludzie silni i młodzi, a nie wychudzeni staruszkowie, którzy zwykle pracowali przy zwłokach.

 

 


      Druga taka kostnica pojawiła się w Berlinie. Posiadała istotne udogodnienie: podczas gdy w Weimarze zmarli mogli liczyć jedynie na czujność opiekuna, tutaj zamontowano system sznurków, które -przytroczone do palców rąk i nóg zmarłego - były połączone z dużym dzwonem.
      W atrakcyjny sposób prezentowało się także prosektorium, które wybudowano w Monachium. Słynęło ono z potężnej fisharmonii, podczepionej sznurkami do trupich palców. Każdego dnia pracownik kostnicy grał na tym zacnym instrumencie, aby zademonstrować jego sprawność. W nocy puchnięcie rozkładających się ciał powodowało fałszywe alarmy, a biednego dyżurnego zrywała na nogi iście upiorna symfonia!

Kariera niemieckich kostnic - poczekalni, czyli Leichenhauser, była zaskakująco długa. W latach 90. XIX wieku większość z nich zaopatrzono w systemy alarmowe, a w latach 40. XX wieku dwa tego typu przybytki w Alzacji chlubiły się nawet instalacjami elektrycznymi (przełączniki przezornie umieszczano w dłoniach przywożonych zmarłych). W końcu jednak te dziwaczne instytucje podzieliły los ptaka dodo - ich zniknięcie przyspieszyły ogromne koszty utrzymania, strach przed śmiercionośnymi wyziewami, a także zniechęcający fakt, iż nie odnotowano nigdy przypadku „zmartwychwstania". Jako znacznie tańsze rozwiązanie wprowadzono tzw. trumny bezpieczeństwa w których zmarły, obudziwszy się ze śmiertelnej drzemki, mógł pozostać żywy przez czas potrzebny do wezwania pomocy.
     Pierwszą taką trumnę skonstruowano w roku 1792 dla księcia Ferdynanda z Brunszwiku, Wielkiego Mistrza Ścisłej Obserwy, czyli wysoko postawionego członka masonerii. Zawierała ona rodzaj okna oraz otwór umożliwiający dopływ świeżego powietrza. Na taki luksus nie każdy mógł sobie pozwolić. Dlatego już wkrótce rozpoczęto produkcję znacznie tańszych wersji tego typu udogodnień.

 

      W tamtym czasie pewien niemiecki proboszcz rozpoczął kampanię w intencji, by wszystkie trumny były zaopatrywane w rurki oraz sznurek połączony z kościelnym dzwonem. W razie przebudzenia, „zmarły" musiałby jedynie pociągnąć za linkę, a sygnał dźwiękowy stawiałby na nogi kościelnego, gotowego pospieszyć z pomocą. Inny duchowny radził z kolei, aby trumny wyposażać w przewód prowadzący na powierzchnię gruntu. Miejscowy proboszcz obchodziłby każdego ranka kościelny cmentarz - tłumaczył swój epokowy pomysł - i zatrzymując się przy świeżych grobach sprawdzał za pomocą węchu, czy rurka może już zostać bezpiecznie usunięta.
       W niektórych trumnach bezpieczeństwa istniała również możliwość podawania „zmartwychwstałemu" jedzenia i picia tak, aby mógł posilać się już w czasie ekshumacji. Wynalazca tej trumny dwukrotnie wypróbował jej skuteczność na sobie samym. Za drugim razem spożył pod ziemią klasyczną niemiecką zupę, pieczone kiełbaski oraz piwo. Po zaspokojeniu głodu, wciąż leżąc dwa metry pod ziemią, wygłosił do zgromadzonych nad grobem tłumów tekst będący reklamą jego oryginalnego produktu.
 

      Jednak w dziedzinie projektowania bezpiecznych trumien prym wiedli Amerykanie. Niektóre jankeskie modele były wyposażone nawet w telefony i grzejniki, nie wspominając już o zapasach pożywienia i wina!
    Te wspaniałe urządzenia miały wszakoż kilka felerów. Pierwszy problem stanowiły elementy sygnalizacyjne. Rozkładające się ciało puchło, a to powodowało liczne fałszywe alarmy. Jeszcze większym problemem okazywała się zależność skuteczności systemu od czujności żywych opiekunów kostnic. Decydując się na nabycie trumny bezpieczeństwa klient musiał być pewny, iż w razie konieczności znajdzie się ktoś, kto krążąc po cmentarzu usłyszy „głos wołającego spod ziemi". Jedna przerwa na lunch mogła wszak spowodować powtórną śmierć pogrzebanego!
     Nic dziwnego, że bezpieczna trumna nigdy nie stała się handlowym hitem. Wielu członków uboższych warstw społeczeństwa, zwłaszcza w Anglii, zadowalało się pozostawieniem pisemnego żądania, aby ich ciało poddać przed pochówkiem solidnemu biciu, kłuciu i przypiekaniu. Owe prostackie techniki weryfikowania zgonu obejmowały również: wyjęcie serca z klatki piersiowej, przecięcie gardła, przebicie serca długim szpikulcem, amputację wszystkich palców oraz przecięcie tętnic. Aby zredukować ryzyko do zera, znana brytyjska pisarka, feministka i pionierka nauki o społeczeństwie, Harriet Martineau pozostawiła swojemu lekarzowi 10 gwinei, aby przed pogrzebem odciął jej głowę. Źródła nie informują, czy doktor spełnił tę oryginalną (i - przyznajmy - nieco makabryczną) prośbę.

 

 


     Obawa przed popełnieniem tragicznej w skutki pomyłki skłoniła medyków do poszukiwania mniej zawodnych metod stwierdzania zgonu. Cóż z tego jednak, skoro - nie dysponując współczesnym sprzętem medycznym - byli w istocie skazani na „naturalne" rodzaje funeralnej weryfikacji. Tak narodził się na przykład wiekopomny pomysł umieszczenia w uchu zmarłego kilku dorodnych insektów! W XIX-wiecznej Ameryce strach przed pogrzebaniem za życia obudzili cieszący się znaczną popularnością pisarze, a wśród nich Edgar Allan Poe. Wracał on do tego tematu z zastanawiającą regularnością. Motyw ów pojawia się w Przedwczesnym pogrzebie, który jest jednym ze słabszych utworów mistrza, ale także w takim arcydziele, jak Beczka Amontillado, gdzie Montresor zamurowuje w podziemnej krypcie swojego wroga Fortunato.
 

     Czarny kot opowiada z kolei o kotce żywcem pogrzebanej razem z trupem. W Zagładzie domu Usherów siostra Redericka Ushera wydostaje się z krypty, by szukać zemsty na swoim bracie. Owa dręcząca pisarza obsesja najdziwniejszą postać przybiera w strasznej historii zatytułowanej Berenice. Narratora ogarnia tam obsesja na punkcie zębów jego słabowitej kuzynki Bereniki. Siedzi akurat w bibliotece, gdy służąca przybiega z wiadomością, iż grób dziewczyny został zbezczeszczony, a jej zniekształcone ciało okazało się pełne życia. Służąca nagle wskazuje na Egeusa, którego ubranie poplamione jest krwią; przerażony Egeus chwyta małe pudełko, które spada na ziemię, ukazując kilka instrumentów dentystycznych oraz trzydzieści dwa białe, jakby z kości słoniowej wykonane kostki, które rozsypały się dookoła...

 

Opowiadania Poe i innych autorów, publikowane w takich magazynach, jak Blackwood, rozprzestrzeniły ponurą plotką po całych Stanach Zjednoczonych. Liderzy amerykańskiej reformy pogrzebowej często byli spirytystami, których obawy potęgowała dodatkowo wiara, że dusza może opuszczać ciało i wędrować samotnie po świecie. Jednym z nich był doktor Franz Hartman, który według świadków epoki posiadał najstraszniejszą fizys spośród wszystkich ludzi nauki: pełne obłędu oczy seryjnego mordercy i przerażająco nieruchome spojrzenie zbiega z azylu dla wariatów.
     Do ruchu przyłączyli się także adepci antyalkoholizmu i wegetarianizmu, zorganizowani spirytyści i kwakrzy, jak też sufrażystki i propagatorzy racjonalnego kobiecego ubioru (tzw. Liga Antygorsetowa - przyp. aut.) - pisze Jan Bondeson w swej znakomitej monografii Pogrzebani żywcem: przerażająca historia naszego najbardziej pierwotnego lęku. Nie trzeba chyba dodawać, że wiele pomysłów zaproponowanych przez tę kuriozalną grupę sprawiało wrażenie całkowicie absurdalnych. Są one jednak niewinnym żartem, jeśli porówna się je z koncepcjami szalonych XIX-wiecznych wiwisekcjonistów.

 

Czy ludzie rzeczywiście byli grzebani żywcem?
      
Kilka takich incydentów jest z pewnością godnych rozważenia. Np. podczas epidemii cholery ryzyko, o jakim mowa, było znaczne. Współcześnie w krajach Trzeciego Świata przedwczesne pogrzeby zdarzają się częściej, ale mylne diagnozy nie są wykluczone także w państwach wysokorozwiniętych.
     Jednym z najsłynniejszych przypadków udokumentowanego pogrzebania żywcem jest sprawa matki generała Roberta E. Lee. Otóż zacną tę kobietę po śmierci złożono w rodzinnej krypcie i gorąco opłakiwano. Wówczas zjawił się pewien krewniak, który nie mógł być obecny na pogrzebie. Chcąc pożegnać się z nieboszczką, uchylił wieko trumny. I wtedy zauważył, że obfita pierś denatki porusza się w regularnych odstępach czasu. Kiedy niewiasta odzyskała przytomność, złajała rodzinę za zbyt pośpieszne wyciąganie jednoznacznych wniosków.

 

O niemałym szczęściu może też mówić rosyjski wybitny fizyk Lew Landau, noblista z 1962 roku, który trzykrotnie zapadł w śpiączkę i trzykrotnie z niej wychodził. Bogu dzięki, letarg wielkiego uczonego nie został uznany za jego zgon. W przeciwnym razie - ku swemu przerażeniu - mógłby „wracać do życia" w rodzinnym grobowcu.

 

Fizyk Lew Landau, noblista z 1962 roku, trzykrotnie zapadał w śpiączkę i trzykrotnie z niej wychodził!

 


    W roku 1992 gazety na całym świecie opisały przypadek pewnego 75-letniego Rumuna, który zadławił się kością kurczaka, po czym upadł bez przytomności. Zawezwany lekarz postawił diagnozę: atak serca - i wypisał akt zgonu. Trzy dni po pogrzebie pracujący na cmentarzu grabarze usłyszeli dziwne odgłosy dochodzące z jednej z trumien. Szybko odkopali dębową skrzynię i uchylili wieka. Jakież było ich zdziwienie, gdy zobaczyli żywego nieboszczyka, który w elegancki sposób podziękował swoim wybawcom. Niestety dalszy ciąg tej historii nie jest już tak optymistyczny, bowiem denat swym zmartwychwstaniem nikogo nie uszczęśliwił: żona wyrzuciła go z domu, bank nie chciał respektować jego prawa do własnych oszczędności, natomiast lekarz i miejscy urzędnicy ociągali się z unieważnieniem aktu zgonu, który uniemożliwiał Rumunowi normalne funkcjonowanie w społeczeństwie
.

 

Na początku

XX wieku hrabia Karnice-Karnicky skonstruował wymyślne urządzenie, które Louis Wncent Thomas tak opisał w swej książce „Trup": „Mała szklana kulka położona na piersi pogrzebanego połączona jest za pośrednictwem długiej rurki ze sprężyną przymocowaną do metalowej skrzynki zamocowanej na grobie. Jeśli zmarły zacznie się poruszać, ruch kulki spowoduje rozciągnięcie sprężyny; wówczas pokrywa skrzynki otworzy się, wpuszczając do grobowca powietrze i światło; chorągiew wzniesie się przeszło metr nad ziemię, a dzwonek rozbrzmiewać będzie pół godziny..."

 

 

Jeszcze tragiczniejsza historia przydarzyła się Grigorijowi Rodonai, który - zamrożony w chłodni po swej śmierci - nieoczekiwanie ocknął się na stole w prosektorium. Rodonai ze zdziwieniem patrzył na swój rozcięty fachowo brzuch i otaczających go patologów, którzy zachowali się, jakby ujrzeli ducha. Po tym zajściu szef zespołu sekcyjnego był zmuszony wziąć urlop, aby dojść do ładu z własną psychiką.
     Znawcy zagadnienia uważają, że pandemiczny strach przed pogrzebaniem żywcem wyparował gdzieś u schyłku XIX stulecia. Odeszła epoka romantycznej fantastyki, lubującej się w makabrycznej grozie. -Nowoczesna medycyna praktycznie jest w stanie wykluczyć omyłkę, jeśli chodzi o stwierdzenie zgonu.
    Nie jest tak jednak do końca. Dlatego też coraz większym zainteresowaniem cieszą się - produkowane obecnie głównie w USA — trumny zaopatrzone w najnowsze urządzenia elektroniczne oraz łączność radiową. W takiej trumnie można przeżyć nawet kilka miesięcy: przypomina ona jednoosobowy apartament ze wszystkimi wygodami.
      Trzeba by się więc zastanowić, czy mit o pogrzebaniu żywcem nie spotyka się tu z mitem zmartwychwstania. I czy nie mamy przypadkiem do czynienia z heroiczną próbą ocalenia naszych ciał przed ostatecznym rozpadem?
     Jedno nie ulega wątpliwości: wspomnianą obsesją - choć to nieładnie — żywi się współczesna kultura masowa. Oto garść wybranych przykładów.

W szóstej serii Buffy. Postrach Wampirów przyjaciele Buffy próbują przywrócić ją do życia. Sądząc, że ponieśli porażkę, odchodzą od grobu i „zmartwychwstała" Buffy musi sama wydostać się z trumny. W jednym z odcinków czwartej serii Alias. Agentki o stu twarzach Sydney została pogrzebana żywcem, bowiem podwójny agent, z którym współpracowała, okazał się „złym". Na szczęście na cmentarzu w ostatniej chwili zjawia się Marshall wyposażony w łopatę.
    W filmie Kasyno Nicky Santoro i jego brat Dominik zostają pobici i pogrzebani żywcem na polu kukurydzianym w Indianie.
     Także w obrazie Zabójczy warunek (Oxygen) pewien zły człowiek żąda pieniędzy za wyjawienie miejsca, gdzie pogrzebał żywcem żonę bogatego biznesmena.
    W mydlanej operze zatytułowanej Wszystkie moje dzieci dr Gregory Madden zostaje zakopany w publicznym parku w skrzyni, do której powietrze dociera przez rurkę i która zawiera pokaźny zapas wody i jedzenia. Taka tortura ma go skłonić do wyjawienia pewnej tajemnicy. Nie umiera w wyniku braku powietrza, wody czy pożywienia, nie topi się, gdy po ulewnym deszczu skrzynię wypełnia woda i dopiero trzęsienie ziemi sprawia, że ten nad podziw odporny osobnik traci życie.
        W serialu Prawo i porządek April Troost grzebie żywcem swoje zdeformowane dziecko.
      W jednym z odcinków serialu Monk, detektyw Monk zostaje zakopany żywcem w trumnie, ale wykopują go, zanim brak powietrza stanie się nie do zniesienia. W węgiersko-francuskim filmie Szymon Mag główny bohater odbywa pojedynek z francuskim czarnoksiężnikiem. Obaj zostają mianowicie zakopani na trzy dni. W profesjonalnym wrestlingu istnieją zawody zwane Pojedynkiem pogrzebanych żywcem, podczas których przegranym jest ten z przeciwników, który znika pod warstwą błota lub daje zamknąć się w skrzyni. We francusko-holenderskim filmie Zniknięcie właśnie pogrzebanie żywcem stanowi punkt wyjścia dla akcji pełnej zaskakujących zwrotów.
      W grze wideo zatytułowanej Matka (Earthbound Zero), Pipi zostaje wsadzona do skrzyni i pogrzebana żywcem obok trzech Zombi na Cmentarzu w Podunk, a postać, którą jesteście, musi ją odnaleźć i odprowadzić do Burmistrza, aby gra mogła toczyć się dalej.
        Jednym słowem: z obsesji - komercja, ze strachu - zabawa. Takie bywają losy rozmaitych idei.

 

 

Pogrzeb na własne życzenie

 

    Jeśli pogrzebane ciało nie zostanie w krótkim czasie odkopane, zwykle doprowadza to do jego szybkiej śmierci spowodowanej uduszeniem, odwodnieniem, brakiem pokarmu, albo (w zimnym klimacie) zamarznięciem. Jakkolwiek w pewnych warunkach metabolizm ulega spowolnieniu, brak powietrza zawsze spowoduje utratę przytomności w ciągu 2 do 4 minut, a uduszenie od 5 do 15 minut. Gdy natomiast dopływ powietrza jest choćby minimalny, człowiek może przeżyć nawet kilka dni (pod warunkiem braku poważnych obrażeń).
    Chociaż osoba uwięziona w hermetycznym pomieszczeniu pozostanie przy życiu znacznie dłużej, ta okrutna metoda egzekucji była stosowana dość często, ponieważ zmuszała przestępcę do świadomego przeżywania każdej minuty agonii (w kompletnych ciemnościach i przestrzeni ograniczającej swobodę ruchów, co oczywiście oznaczało tortury fizyczne i psychiczne, w tym potworny lęk i klau-strofobię).
    W starożytnym Rzymie westalki, którym udowodniono złamanie ślubów czystości, zamykano w grobowcach zawierających trochę chleba i wody, dzięki czemu bogini Westa mogła uratować oskarżoną, jeśli była niewinna.
      W XVII i początkach XVIII wieku w feudalnej Rosji ten sam rodzaj egzekucji, określany jako „dół", był stosowany wobec kobiet, którym udowodniono zabójstwo męża. Z dokumentów wynika, że ostatnią niewiastę stracono w taki sposób w roku 1740.
      Niektórzy ludzie pragnęli, aby pochowano ich żywcem, chcąc udowodnić swą zdolność przetrwania w ekstremalnych warunkach. Jak donoszą źródła, w roku 1840 pewien hinduski fakir został zakopany w obecności angielskiego oficera i lokalnego maharadży. Najpierw zaszyto go w torbie, a następnie umieszczono w drewnianej skrzyni. Skrzynia została zakopana, ziemię ubito, po czym posiano na niej trawę. Miejsca strzeżono dniem i nocą w celu zapobieżenia oszustwu, dwukrotnie sprawdzano też, czy trumna znajduje się na swoim miejscu. Po dziesięciu miesiącach fakir został odkopany i powoli przywrócony do życia w obecności wielu świadków. Człowiek ten opowiadał później, że podczas swojej wspaniałej drzemki obawiał się jedynie podziemnych robaków. Ponieważ w efekcie takich prób wielu śmiałków poniosło śmierć, grzebanie żywcem zostało w Indiach zdelegalizowane.
     Techniki medytacyjne, takie jak joga, z całą pewnością dają niektórym adeptom umiejętność spowalniania w bardzo dużym stopniu metabolizmu oraz bicia serca.

 

Partia zombi

Przypadki grzebania żywcem obecnie najczęściej są odnotowywane w Indiach. Dlatego w kwietniu 2007 roku powołano tam partię broniącą praw „żywych nieboszczyków". Przyjęła ona nazwę Mritak Sangh (co można przetłumaczyć: Stowarzyszenie Zmarłych), i dała o sobie znać startując w wyborach do władz lokalnych, odbywających się w stanie Uttar Pradesz. Partia Mritak Sangh swoim głównym celem uczyniła walkę o przywrócenie praw osobom, które zostały ogłoszone za zmarłe przez pozbawionych skrupułów krewnych, motywowanych chęcią przejęcia ich majątków.

 

 

Jeden z członków hinduskiego ugrupowania Stowarzyszenie Zmarłych prezentuje swój akt zgonu

 

Założyciel partii, 49-letni Lal Bihari, został w 1976 r. uznany za zmarłego za sprawą swego nieuczciwego wuja i skorumpowanych urzędników. Wuj przywłaszczył sobie majątek Bihari'ego. Dopiero po wielu staraniach w 2004 r. Hindus został urzędowo „przywrócony do życia". Lider Mritak Sangh podkreśla, że jego partia chce zwrócić uwagę opinii publicznej na problem, który jest powszechny i ma liczne reperkusje społeczne. Podobno w samym tylko stanie Uttar Pradesz można doliczyć się aż 40 tys. „żywcem pogrzebanych" przez urzędników - czy to w wyniku pomyłki, czy złej woli.

 

Źródło: Nieznany Świat

Artykuł:

Wojciech Chudziński

Legion 22.07.2010 22:21 4119 wyświetleń 7 komentarzy 0 ocena Drukuj

7 komentarzy

Pozostaw komentarz

Zaloguj się, aby napisać komentarz.
  • Kebabisz
    Ja sobie załatwię na wszelki wypadek wycięcie serca, odcięcie głowy, spalenie, wysypanie prochów do morza i dzwoneczek na plaży gdybym się jednak obudził.
    - 29.10.2011 20:43:11
    • pietras1987
      Tak, tak spalenie jest chyba lepszym wyborem.
      - 07.09.2010 13:15:59
      • Szakal2406
        Strach sie bac gdy cie zakopia to masz przewalone
        ciarki przechodza po plecach co taki czlowiek musi czuc
        - 04.09.2010 15:58:31
        • S
          Uduszenie wcale nie jest przyjemne a co dopiero kilka metrów pod ziemią na jakiejś ohydnej poduszce Frown Oczekiwanie na pomoc wykluczone, co do tych palców, człowiek się udusi zanim wpadnie na taki pomysł, tego najbardziej akurat się boję wtedy, więc mnie to nie dziwi... AHA! przecież można wybrać wersje urnową... no cóż... o kurcze...
          - 26.08.2010 04:06:08
          • Rambo
            limak ma racje jak wyobrażam sobię taką sytułację to naprawde aż ...... brrrrr Dzwoneczek też chyba sobię sprawie
            - 10.08.2010 18:30:56
            • pietras1987
              Chyba sobie sprawie dzwoneczek Smile
              - 29.07.2010 22:29:29
              • limak49
                DRAKA!!!... jak sobie pomyśle to aż.... brrrrr
                - 28.07.2010 10:37:33

                Ocena zawartości jest dostępna tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
                Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się by zagłosować.
                Niesamowite! (0)0 %
                Bardzo dobre (0)0 %
                Dobre (0)0 %
                Średnie (0)0 %
                Słabe (0)0 %
                Zaloguj
                Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.
                Zapomniałeś/aś hasła?
                
                Ostatnio Widziani
                · Matys15 tygodni
                · pietras198783 tygodni
                · hanah3089 tygodni
                · Legion178 tygodni
                · MAXIMUS190 tygodni
                · Szakal2406239 tygodni
                · knt77273 tygodni
                · mateusz69p317 tygodni
                · Tester335 tygodni
                · AnthonyCug341 tygodni

                Zarejestrowanych: 3,977
                Gości online: 1
                Najnowszy użytkownik:
                AnthonyCug