Artykuły
- Strona główna
- Artykuły
- Historie paranormalne
- Fotografia post-mortem
Fotografia post-mortem
Choć obecnie forma fotografii post-mortem
wydaje się być swego rodzaju wynaturzeniem, w czasach jej świetności była
uznawana za przejaw niezwykłej miłośc

Choć obecnie forma fotografii post-mortem
wydaje się być swego rodzaju wynaturzeniem, w czasach jej świetności była
uznawana za przejaw niezwykłej miłości, wielkiego oddania i przywiązania do
zmarłego. Fotografie "memento mori", gdyż również pod taką nazwą funkcjonowały,
były stałym elementem XIX- oraz XX-wiecznej codzienności. Codzienności
naznaczonej piętnem śmierci, która jak zawsze bez żadnych skrupułów zaglądała do
dziecięcych kołysek czy też spoglądała wprost w oczy mężczyznom w sile wieku.
Czasy popularności fotografii post-mortem były okresem kiedy śmierć była
traktowana inaczej niż obecnie. Zakradała się cicho, bezszelestnie, zawsze o
krok wyprzedzając lekarzy którzy nie byli uzbrojeni w obecne narzędzia
diagnostyki oraz leki. Taka, mogłoby się wydawać, przygnębiająca sytuacja
przyczyniła się do powstawania tajemniczych, pełnych miłości scen. Scen, które
były utrwalane nie tylko na północnoamerykańskim kontynencie ale również w
Europie. M.in. we Francji, Niemczech, Rosji, Anglii a także i w Polsce.

Paradoksalnie aura towarzysząca zdjęciom
post-mortem jest wiązana z olbrzymim bogactwem i kaprysami rodzin, który
zdecydowały się na taką formę uczczenia zmarłego. Nic bardziej mylnego. Sztuka
fotografii w początkach swego istnienia była sztuką niezwykle drogą, niedostępną
dla każdego ale przyciągająca swoją magią i nowoczesnością. Niewielu było stać
na cykliczne rejestrowanie zachodzących zmian, uzyskiwanie "wiecznych" pamiątek.
Jednak i ludzie niezamożni pragnęli posiadania takiego wspomnienia. Dla wielu z
nich ten moment nadchodził wraz ze śmiercią bliskiej osoby. Wtedy, kiedy
istniała tylko ta jedyna możliwość stworzenia wyjątkowej pamiątki.

Równie często wydaje się być pomijana forma terapeutyczna tego typu fotografii.
Historia jest przebogata w różne świadectwa przeżywania odejścia bliskiej osoby.
Często są to zachowania z pogranicza szaleństwa i amoku, w pełni jednak
akceptowane ze względu na sytuacje które się do nich przyczyniły. Natomiast
fotografiom post-mortem w obecnych czasach bardzo długo odmawiano przywileju
bycia kuracją dla załamanych rodzin. Długo nie dostrzegano tego, że zdjęcia te
nie epatują śmiercią czy kalectwem lecz przedstawiają "szczęśliwą" historię -
nie możliwe do uzyskania lecz bardzo pożądane - cofnięcie się w czasie.

Nie bez przyczyny wspominam o odsądzaniu od czci i wiary zdjęć "memento mori" w
obecnych czasach. Każdy kto sądzi iż ta forma fotografii zniknęła w drugiej
połowie ubiegłego wieku jest w poważnym błędzie.

POWRÓT POŚMIERTNYCH PORTRETÓW
Rodzinne szczęście Charyl Haggard zostało przerwane 4 lutego 2005 roku. Dzień
który dla wielu oznacza początek nowego rozdziału w życiu rodziny w jej
przypadku był początkiem dramatu. W tym dniu, po dziewięciu miesiącach oczekiwań
na świat przyszedł jej syn Maddux. Dziecko było chore na miopatię miotubularną,
rzadką chorobę genetyczną która uniemożliwiała samodzielne oddychanie,
powodowała trudności w przełykaniu a także poważnie osłabiała siłę mięśni, w
praktyce uniemożliwiała poruszanie się. Rodzice Madduxa stanęli przed
najtragiczniejszym dylematem jakiego można doświadczyć - przed decyzją o
odłączeniu sprzętu podtrzymującego życie i skróceniu cierpień dziecka. Zanim
jednak zdecydowali się na ten krok poprosili fotografkę Sandy Puc' o wykonanie
kilku czarnobiałych portretów przedstawiających ich sześciodniowego synka w
ramionach ojca i matki. Ponowili tę prośbę po odłączeniu Madduxa od szpitalnego
sprzętu. Te niezwykłe wydarzenia skłoniły dwie kobiety - matkę, która straciła
dziecko oraz poruszoną fotografkę - do założenia niecodziennej organizacji -
NILMDTS - Now I lay Me Down to Sleep.

TERAZ KŁADĘ SIĘ DO SNU...
Now I lay me down to sleep,
I pray the Lord my soul to keep,
If I shall die before I wake,
I pray the Lord my soul to take.
To właśnie pierwsze słowa tej XVIII-wiecznej modlitwy którą odmawiały dzieci
stały się nazwą fundacji oraz ponownego "odrodzenia się" fotografii post-mortem.
NILMDTS skupia obecnie blisko 7000 wolontariuszy-fotografików w 26 krajach,
których zdaniem jest stworzenie i zatrzymanie ulotnej, pełnej miłości chwili -
rodziców oraz dziecka które przyszło na świat martwe lub zmarło tuż po porodzie.
Wolontariusze działają tylko i wyłącznie na wyraźną prośbę rodziców, starając
się stworzyć jak najbardziej realne złudzenie "życia" oraz "szczęścia". Sesje
nigdy nie odbywają się w szpitalach a fotografowie nie ukazują cierpienia,
choroby i kalectwa. Nierzadko w takich sesjach udział biorą nie tylko rodzice
ale również rodzeństwo zmarłego dziecka. Ideę projektu NILMDTS na gruncie
naszego kraju stara się zaszczepić Stowarzyszenie "Rodzice po Poronieniu". Jest
to długa i kręta droga wynikająca z naszych uwarunkowań kulturowych. Oprócz
sarmackich portretów trumiennych sztuka sepulkralna nie cieszyła się wielką
estymą w naszym kraju. Owszem, jest mnóstwo fotografii pośmiertnych z terenów
naszego kraju - sam kilka z nich trzymałem w dłoni - jednak w tych przypadkach
można mówić o swego rodzaju regionalizacji tego zjawiska niż o powszechnej w
całym kraju tradycji. Jednak to czas pokaże czy taka forma terapii i namacalnej
pamiątki oferowanej przez NILMDTS zyska akceptację w Polsce.
Akceptację, o którą stowarzyszeniu jest ciężko nawet w macierzystych Stanach
Zjednoczonych oraz innych krajach. Wciąż trwają burzliwe spory o realną
skuteczność takich metod oraz ich wpływ na rodziców a także najbliższe
otoczenie. Bez względu na wszystkie argumenty i zastrzeżenia, fotografie
post-mortem będą istniały tak długo jak będzie tego wymagała skołatana psychika
rodzin oraz istnieć będą fotograficy widzący w tym swoją misję.
UWAGA, ZDJĘCIE!
Urok, kunszt ale nierzadko i groza pierwotnych pośmiertnych portretów z XIX/XX
wieku zależały od wielu czynników. Na potrzeby fotografii aranżowano studio
fotograficzne, które niejednokrotnie zamieniano w przyjazne, ciepłe
pomieszczenie. Niemniej popularne było także wykonywanie zdjęć w rodzinnym domu
zmarłego. Otoczenie było ważnym ale nie pierwszoplanowym składnikiem pośmiertnej
fotografii. Rola ta była oczywiście zarezerwowana dla zmarłej osoby, której
zadaniem było oszukanie odbiorcy - stworzenie pozoru naturalnej pozy bądź snu.
Niejednokrotnie przed aktorem nie stawiano tak wygórowanych wymagań oprócz
jedynie estetycznego wyglądu w trumnie. O ile taka była wola rodziny i pozwalało
na to zachowanie martwego ciała, otwierano zmarłym oczy a jeżeli było to nie do
wykonania uciekano się do takich forteli jak dorysowywanie białek oraz źrenic na
zamkniętych powiekach. Efekt można było również uzyskać obrabiając materiał w
studiu fotograficznym. Podobnie rzecz miała się z ustami oraz innymi elementami
twarzy odpowiedzialnymi za mimikę. Trzeba zadać sobie sprawę, że w tej
"groteskowej" charakteryzacji jedynymi barierami były wyobrażenia rodziny na
temat ostatecznego, idealnego wyglądu ukochanej osoby. W repertuarze fotografa
znajdowały się takie rekwizyty jak specjalne stelaże potrzebne do uzyskania
odpowiedniej pozy (często zastępowane ramieniem bliskiego członka rodziny) a
także kwiaty, ulubione bibeloty zmarłego czy nawet ukochane zwierze. Ponadto
nieodzownymi elementami były stosowny makijaż oraz ubiór. Oba ta składniki
kompozycji również miały za zadanie "zatuszowanie" zgonu zmarłej osoby.
Przodował przede wszystkim styl oficjalny, elegancki, idealny dla niedzielnego
spaceru lub złożenia kurtuazyjnej wizyty przyjaciołom. Przy tych wszystkich
zabiegach nie zapominano jednak o zachowaniu specyficznych atrybutów
przypisanych zmarłym. Bardzo często w tle pośmiertnego zdjęcia znajdowały się
takie przedmioty jak krucyfiksy, obrazki oraz figurki świętych. Niejednokrotnie
przedmioty w dłoniach zmarłego zastępowano różańcem lub krzyżem. O ile
kompozycja fotografii zależała od wizji rodziny i fotografa elementy wspomniane
przed momentem były niemal stałymi składnikami tej formy zdjęć - obecnie
dostępne w Sieci zdjęcia są niemal zawsze pozbawione tych przedmiotów.
Fotografie NILMTDS nie mają w sobie tyle teatralności co XIX-wieczne kompozycje.
Uwieczniony na nich obraz ma również za zadanie zwodzić zmysły odbiorcy ale nie
z takim wyrachowaniem jak miało to miejsce wcześniej. Słowem które najlepiej
oddaje styl tych zdjęć jest "delikatność". Jak wspomniałem wcześniej w tym
przypadku śmierć zostaje wybielona - obdarta ze wszystkich negatywnych
składników jak brzydota, kalectwo czy rozpacz. W założeniu obraz ma emanować
pozytywnymi wrażeniami choć dla wielu widok matki tulącej i całującej nagiego,
martwego noworodka jest zaprzeczeniem istoty tych zdjęć.
UCZŁOWIECZYĆ ŚMIERĆ
Nie mnie oceniać pozytywne bądź negatywne skutki takiej formy walki z rozpaczą.
W zdjęciach post-mortem od zawsze kryło się coś co intrygowało ludzi, budziło w
nich lęk, uświadamiało przemijanie bądź dogłębnie poruszało. Założeniem było
okazanie szacunku i miłości a także uzyskanie ukojenia, pomocy psychologicznej
przez tych, którzy pragnęli zachować namacalny, wizualny dowód obecności
ukochanej osoby. Psychologowie i psychiatrzy toczą między sobą boje o trafność
takiej terapii ale jedno jest pewne - śmierć uwieczniona na takich fotografiach
pozwala na oswojenie się z nią i walkę z wypaczonym obecnie jej obrazem. Obrazem
będącym swego rodzaju tabu, w którym śmierć została totalnie odczłowieczona.
Wypchnięta poza granice domów, spakowana w chłodne, sterylne szpitalne
pomieszczenia, kostnice oraz kaplice. Obecnie śmierć napawa lękiem - to zupełnie
nieznane zjawisko w minionych dwóch wiekach, kiedy zmarła osoba do momentu
pogrzebu wciąż przebywała z domownikami obdarzającymi ją wielką czcią. Zaś po
pochówku jej obecność i życie przypominały fotografie.
Źródło: sadistic.pl
Żadne komentarze nie zostały dodane.