O nie! Gdzie jest JavaScript?
Twoja przeglądarka internetowa nie ma włączonej obsługi JavaScript lub nie obsługuje JavaScript. Proszę włączyć JavaScript w przeglądarce internetowej, aby poprawnie wyświetlić tę witrynę, lub zaktualizować do przeglądarki internetowej, która obsługuje JavaScript.
Artykuły

Zielone dzieci z Woolpit (ludzie podziemi)

Już nikt nie ukrywa, że ludzie żyjący na powierzchni ziemi ą tylko pionkami w wyższej sprawie

Już nikt nie ukrywa, że ludzie żyjący na powierzchni ziemi ą tylko pionkami w wyższej sprawie jaką jest misja przetrwania ludzi, którzy kontrolują cały system Ziemski, jak i układ słoneczny. Podziemnych 37 miast i zieloni ludzie podziemi, na których ludzie z zewnątrz Ziemi pracują by ich rasa przetrwała. Zielone dzieci z Woolpit to jeden z przykładów, że podziemne miasta istnieją, a tych zielonych jest o wiele więcej niż się nam tu na powierzchni wydaje... zielonych dzieci znalezionych w małej angielskiej wiosce Woolpit mogłaby posłużyć za kanwę niejednego filmu. Jest jednak tak nieprawdopodobna, że filmowcy omijają ją szerokim łukiem. Jedynie mieszkańcy dzisiejszego Woolpit opowiadają chętnie o dwójce małych, zielonych dzieci, odnalezionych w średniowieczu na łąkach okalających ich wioskę.

Kiedy to było... Badacze i historycy zajmujący się tą niezwykłą opowieśą zgadzają się co do tego, że zaczyna się ona mniej więcej w latach 1135 – 1154, za panowania ostatniego króla Anglii z dynastii normańskiej – Stephena. Wielu autorów przesuwa jednak ę odnalezienia dzieci na lata późniejsze i panowanie Henryka II, pierwszego władcy Anglii z dynastii Plantagenetów. Uboga wioska Woolpit położona była wśród łąk i pól hrabstwa Suffolk, w pobliżu odkrywki, gdzie wydobywano krzemień. Nie wyróżniała się niczym szczególnym wśród tysięcy wiosek starej Anglii rządzonej żelazną ręką przez normańskich władców. Tak było, dopóki kilku jej mieszkańców nie przechodziło w pobliżu głębokiego dołu, wykopanego na polu Bóg jeden wie przez kogo. Gdy chłopi mijali wykop, ich uszu dobiegł płacz dzieci. W dole, na mokrej glinie siedziała dwójka najbardziej niezwykłych dzieci, jakie kiedykolwiek zdarzyło się im oglądać. Chłopiec i dziewczynka w wieku około trzech lat ubrani byli w dziwne stroje, niepodobne do niczego co noszono wówczas na wsiach i w miastach. Materiał, z którego wykonane były ich ubrania, także był nieznany wieśniakom. Najdziwniejsze jednak były same dzieci. Mówiły coś bardzo szybko w dziwnym i niezrozumiałym języku, a ich skóra była zielona. Tak zielona, jak łąka lub niedojrzałe jabłko. Chłopi ze zdziwieniem patrzyli na dwójkę maluchów, nie wiedząc co z nimi zrobić. Stali tak do chwili, gdy dzieci się rozpłakały i wymownie zaczęły głaskać się po brzuszkach. Zabrano je do wsi. Tam mieszkańców Woolpit czekało jeszcze jedno zaskoczenie. Dzieci nie chciały jeść kaszy ani ani nawet pić mleka, które przyniesiono specjalnie dla nich. Odrzucały wszystko ze wstrętem. Dopiero gdy jeden z wieśniaków przyniósł kilka strąków zielonej fasoli, ożywiły się i wyciągnęły po nie rączki. Wieśniacy ze zdziwieniem patrzyli, jak maluchy zajadają się zieleniną i wołają w swoim dziwnym języku, by przynieść im jej jeszcze więcej. Po kilku dniach chłopczyk, którego skóra była zielona jak ziarnka fasoli, które zjadał, rozchorował się i zmarł. Jego siostra przeżyła i dorastała wśród wieśniaków z Woolpit, w domu niejakiego Richarda Calne, który zaopiekował się nią jak ojciec, a kiedy dorosła, wydał za mąż za porządnego i pracowitego człowieka. Kiedy zielona dziewczyna zaczęła dorastać i jeść to samo co inni, barwa jej skóry stawała się jaśniejsza i dziecko z czasem łkiem upodobniło się do innych mieszkańców wsi. Dziewczynka nauczyła się także mówić po angielsku i mogła opowiedzieć o tym, w jaki sposób znalazła się wraz ze swym bratem w gliniastym dole nieopodal wioski. Prawdy i mity Według relacji sprzed wieków dwoje zielonych dzieci przybyło z krainy świętego Marcina, która znajduje się w dziwnym świecie oddzielonym od Anglii wielką wodą. Nie ma tam słońca i wszystko spowite jest cieniem. Ludzie żyją w półmroku, a ich skóra jest przez to zielona. Taką ponoć historię opowiedziała wieśniakom z Woolpit zielona dziewczyna, kiedy już potrafiła składać angielskie zdania. Inna wersja tej opowieści mówi o tym, że kraina świętego Marcina mieści się nie za wielką wodą, ale pod ziemią, a dzieci przeszły do naszego świata wąskim korytarzem, którego wylot znajdował się w owym wypełnionym gliną dole lub w kopalni krzemienia na pobliskich wzgórzach. Kiedy dzieci znalazły się w naszym świecie, były głodne, przerażone i nie potrafiły wrócić z powrotem do swojej ojczyzny. Tyle udało się ustalić po ośmiuset z górą latach od tego niezwykłego zdarzenia. Na podstawie tej niezbyt długiej relacji uczeni, badacze i szarlatani zbudowali gmach przypuszczeń, hipotez i półprawd, które mogą zaskoczyć nawet najwytrawniejszych znawców spiskowych fikcji. Oto niektóre z nich. Wśród najbardziej fantastycznych wyjaśnień fenomenu zielonych dzieci na pierwszy plan wysuwa się teoria innego wymiaru. Dzieci przybyły tu po prostu ze świata alternatywnego, gdzie wszystko jest podobne, a jednak inne niż w naszym wymiarze. To najprostsze wyjaśnienie rodem z trzeciorzędnej literatury SF nie ma jednak zbyt wielu zwolenników. Kolejna próba wyjaśnienia, kim były tajemnicze dzieci z Woolpit, wiąże się z kolorem ich skóry. Chodzi oczywiście o to, że maluchy mogły być po prostu kosmitami, którzy w jakiś sposób zostali przetransportowani na Ziemię i tu pozostawieni. Jeśliby jednak wieśniacy z Woolpit odnaleźli w gliniastym dole Marsjan, na pewno nie karmiliby ich i nie zabrali do wioski, prędzej przebiliby ich widłami. W historii tej jest mowa o dzieciach, zielonych dzieciach, nie zaś zielonych ludzikach, czy zielonych stworkach. Kolejna próba dotarcia do prawdy jest naprawdę karkołomna i dotyczy nie tylko zielonych dzieci, ale także hrabiego Norfolku. Ponoć był on opiekunem dwójki rodzeństwa, które miało prawo do dziedziczenia dóbr Norfolk po zmarłym bracie hrabiego. Dzieci były jednak małe i naiwne, a magnat stary i przebiegły. Jak zwykle w takich historiach bywa, postanowił on zamordować dzieci i zostać jedynym spadkobiercą olbrzymich dóbr. Kiedy wysłani do lasu wraz z maluchami najemni mordercy odmówili wykonania tej ponurej zbrodni, hrabia postanowił otruć dzieci arszenikiem. Po podaniu trucizny, w zbyt małej, jak się okazało dawce, skóra dzieci zzieleniała. Hrabia kazał wyprowadzić zielone dzieci do lasu i tam pozostawić, aby umarły. Dzieci jednak szczęśliwie dotarły do najbliższego osiedla ludzkiego. Wyjaśnienie to wpisuje się w długi ciąg racjonalnych bredni, którymi – naciągając niemiłosiernie fakty – próbuje wyjaśniać się rzeczy naprawdę tajemnicze. Każdy, kto miał kiedyś do czynienia z truciznami wie, że po podaniu arszeniku, nawet jeśli skóra zzielenieje, to stanie się to już dawno po zgonie człowieka, któremu arszenik podano. Istnieje jeszcze wyjaśnienie najbardziej banalne; szyby neolitycznej kopalni krzemienia sięgają aż do wsi Fordham, gdzie znajduje się ściół św. Marcina. Dzieci pochodziły właśnie stamtąd. Zabłądziły w kopalni i znalazły się w Woolpit, gdzie mówiono dialektem znacznie różniącym się od tego używanego w Fordham. Pamiętajmy, że rzecz działa się w XII - wiecznej Anglii, gdzie arystokracja i możni posługiwali się językiem francuskim, a plebs - nie skodyfikowanym angielskim porozbijanym na tysiące odmian, których dziś nie potrafimy sobie nawet wyobrazić. Zielone dzieci i ich historia znajdują się w dwóch tekstach źródłowych pochodzących z XII i XIII wieku. Opisywali je William Newburgh i Ralph Coggeshall. Zielone dzieci występują także w pochodzącym z 1850 roku tekście Thomasa Keightleya pod tytułem „Czarodziejska mitologia”. Autor zebrał tam wiele starych legend i podań dotyczących niezwykłych wydarzeń, które zanotowano w Anglii od czasów najdawniejszych po jemu współczesne. W żadnym z tych tekstów nie ma innej niż baśniowa próby wyjaśnienia pochodzenia zielonych dzieci. Historycy, którzy zwykle nie mają zbyt wiele serca dla bajek i legend, podają jeszcze jedną wersję tej historii, która mogłaby być tym właściwym wyjaśnieniem, gdyby nie jeden szczegół. Żeby zapoznać się z tą hipotezą musimy rzucić snop światła na historię Anglii drugiej połowy XII stulecia. Oto ostatni król z dynastii normańskiej Stephen sprowadza na wyspy tkaczy i żołnierzy z Flandrii. Ludzie ci przybywają tu całymi rodzinami, osiedlają się na wschodnim wybrzeżu i pomnażają swoją pracą królewski majątek, są jednym z najbardziej aktywnych żywiołów ludzkich na całej wyspie. Z czasem domagają się praw i lepszego traktowania, pomagają przecież królowi w walkach z Walijczykami i Szkotami. Piechurzy z Flandrii to wyśmienici żołnierze, nikt nie śmie tego kwestionować, bo wtedy oni sami bronią swojego dobrego imienia z mieczem w ręku. Kiedy jednak umiera król Stephen, a na tron wstępuje ponury przybysz z drugiej strony kanału - Henryk II Plantagenet, okazuje się, że Flamandowie nie są już Anglii potrzebni. Henryk domaga się, by opuścili wyspę. Dochodzi do konfliktu i wielkiej bitwy na polach pod wsią Fordham. Flamandowie przegrywają starcie i niedobitki ocalone z pogromu ukrywają się wraz z rodzinami w okolicznych lasach. Żywią się tam byle czym, są bladzi i coraz słabsi. Wielu umiera z głodu, ale dwójka wychudzonych, odzianych w znakomite flamandzkie sukno dzieci rusza przez las przed siebie. Prowadzi ich dźwięk dzwonów, który – o czym dzieci nie wiedzą - dobiega z kościoła św. Edmunda z Woolpit. Po kilku godzinach marszu głodne i zmęczone dzieci docierają do Woolpit. To prawdopodobne, solidnie udokumentowane wyjaśnienie. Jest w nim jednak jeden szczegół, który nie pozwala zdecydowanie odrzucić pozostałych, o wiele bardziej fantastycznych wersji; z pola bitwy pod Fordham do Woolpit droga w prostej linii wynosi 40 kilometrów. Niegdyś obydwie wioski otoczone były lasem, niemożliwe jest więc aby dźwięk dzwonów św. Edmunda był słyszalny z takiej odległości. Nie ma więc jednoznacznej odpowiedzi, kim tak naprawdę były zielone dzieci z Woolpit i spraw ta nadal pozostaje tajemnicą. Tak czy owak owe tereny Woolpit są surowo naznaczone nietypową ochroną iż właśnie tam stwierdzając fakty istnieje jedno z podziemnych miast, dla ludzi ich gatunku. Podejrzewa się także, że żyją nawet do 600 lat, więc czy nas energia pochodząca z kosmosu, Słońca szybciej załatwia? Jak wiemy istnieją też na Ziemi ludzie hybrydy, o których możemy połuchać w mitach i legendach np. grecjich (minotaur). Jak wiadomo Minotaur był uwięziony w labiryncie, ale po co? Mówi się że miał odbywać tam wieczną karę, lecz w powiązaniu z podziemnymi miastami rozchodzi się myśl, czyżby stworzona do celów ochrony dana hybryda nie miała służyć przepędzaniu ludzi od strefy wejścia do podziemnego miasta ludzi podziemi? Jeżeli mielibyśmy szukać miejsc na Ziemi gdzie tego typu miasta podziemne istnieją, musimy zwrócić uwagę na szczegóły w Woolpit bo napewno jakimś znakiem jest tamta ziemia odznaczona, dla wiedzy tym, którzy pomagają cywilizacji podziemnej przetrwać. Źródło: efakta.w.interia.pl

Legion 26.12.2013 17:41 1857 wyświetleń 0 komentarzy 0 ocena Drukuj

0 komentarzy

Pozostaw komentarz

Zaloguj się, aby napisać komentarz.
  • Żadne komentarze nie zostały dodane.


Ocena zawartości jest dostępna tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się by zagłosować.
Niesamowite! (0)0 %
Bardzo dobre (0)0 %
Dobre (0)0 %
Średnie (0)0 %
Słabe (0)0 %
Zaloguj
Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.
Zapomniałeś/aś hasła?

Ostatnio Widziani
· Matys 5 tygodni
· pietras198797 tygodni
· hanah30104 tygodni
· Legion193 tygodni
· MAXIMUS205 tygodni
· Szakal2406254 tygodni
· knt77287 tygodni
· mateusz69p332 tygodni
· Tester349 tygodni
· AnthonyCug355 tygodni

Zarejestrowanych: 3,977
Gości online: 1
Najnowszy użytkownik:
AnthonyCug