O nie! Gdzie jest JavaScript?
Twoja przeglądarka internetowa nie ma włączonej obsługi JavaScript lub nie obsługuje JavaScript. Proszę włączyć JavaScript w przeglądarce internetowej, aby poprawnie wyświetlić tę witrynę, lub zaktualizować do przeglądarki internetowej, która obsługuje JavaScript.
Artykuły

Nawiedzone miejsca stolicy

Warszawa wcale nie jest taka, jak się nam wydaje.

Warszawa wcale nie jest taka, jak się nam wydaje. Stereotypowe myślenie o mieście blednie przy opo­wieściach, jakie snują mieszkańcy stolicy, o Warszawie nieznanej, ta­jemniczej, nieodkrytej, a czasem mrożącej krew w żyłach…

Ciał ludzi, którzy skaka­li z Pałacu Kultury i Nauki, nigdy nie odnaleziono. Przy pl. Henkla jest dom, do któ­rego nie warto wchodzić sa­memu. Ponoć straszy w nim duch robotnika, który zabił tam swego kolegę, gdy ten nie chciał mu oddać złotej figurki znalezionej w ścia­nie. Z kolei na skrzyżowaniu ul. Wilczej z Al. Ujazdowskimi stoi kamienica, w któ­rej lokaj zabił swoją bogatą, starszą pracodawczynię. W pałacu Tyszkiewiczów, w którym obecnie mieści się Wydział Geografii UW, jest klatka schodowa łącząca piwnicę z 1. piętrem. Wej­ście na klatkę jest zamuro­wane. Nikt nie wie, co znaj­duje się w zamkniętym po­mieszczeniu ani dlaczego to miejsce zostało zamurowa­ne. Takich tajemnic stolica ma więcej…

* Zniknąć z powierzchni ziem

Granicząca z Wawrem część prawobrzeżnej War­szawy leży w miłej i dość spokojnej okolicy. Jednak Anin ma swoją tajemnicę. Tajemnicę z okolic tzw. gór­ki Delmacha. Na ulicy Tuli­panowej stoi dom jednoro­dzinny zbudowany najprawdopodobniej pod ko­niec lat 80. lub na początku 90. Od jakiegoś czasu dom jest opuszczony. Jeszcze kil­kanaście lat temu mieszka­li w nim mąż, żona i dwójka lub trójka ich dzieci. Rodzi­na zaczęła mieć problemy finansowe, ojciec popadł w długi. Pewnego dnia prze­stali się pojawiać, choć nikt nie wychodził z domu. W piwnicy odkryto powieszo­ne ciała całej rodziny. Oka­zało się, że ojciec postano­wił zamordować swoich najbliższych, a następnie popełnił samobójstwo. Nikt nie chciał nam powie­dzieć, gdzie ten dom się znajduje – mówią Arka­diusz Rudzki i Piotr Ochoc­ki, miłośnicy starych do­mów z historią. – Pytaliśmy miejscowych, pytaliśmy na­wet policjantów. Udawali, że nie wiedzą, o co chodzi. Nic wartościowego nie zna­leźliśmy, dom był całkowicie ogołocony. Byliśmy tylko na parterze i w piwnicy, gdzie znaleziono całą rodzinę. Wejście na piętro groziło poważnym wypadkiem, dla­tego zrezygnowaliśmy z te­go pomysłu – dodają.

* Klątwa dobra na wszystko

Rzucenie na kogoś bądź na coś klątwy okazuje się sku­teczną metodą na uniemoż­liwienie komuś realizacji planów niezgodnych z na­szymi pragnieniami. Dwie najciekawsze historie war­szawskich budynków, na które rzucono klątwy, róż­nią się od siebie zasadniczo. Jedna z nich zakończyła się szczęśliwie, a druga okazała się opowie­ścią tragiczną – zarówno dla ludzi związanych z bu­dynkiem, jak i dla samego budynku. Historia dotyczy domu, który jeszcze kilka temu stał na pograniczu Marek i Zielonki. Jego bu­dowę rozpoczęto w latach 50. Był to dom, który nale­żał do jednego z dwóch bra­ci. Jeden z nich otrzymał w spadku cały majątek, drugi od swoich krewnych nie do­czekał się niczego. Za­zdrość i chęć zemsty dopro­wadziły do tego, że ten dru­gi rzucił klątwę na spadko­bierców. Od tamtej pory każdą osobę, która była z tym domem w jakiś sposób związana, spotykało nie­szczęście. – Pamiętam, jak do pracy przyszedł elektryk. Pora­ził go prąd i mężczyzna zginął na miejscu. Z kolei mu­rarz został zabity przez krokiew, która spadła mu na głowę – mówi Anna Gwódź, mieszkanka Rem­bertowa. Domu nikt nie chciał wy­kończyć, nikt nie chciał go odkupić ani tym bardziej w nim zamieszkać. Obaj bra­cia zginęli w dość krótkim czasie po otrzymaniu spad­ku. Najpierw zmarł męż­czyzna, który rzucił klą­twę, po nim zaginął spadkobierca. Do tej pory nie wiadomo ani jak, ani kiedy, ani gdzie zginął. Przeklęty budynek został wyburzo­ny w 2005 roku.

* Pracuj z duchami

Nieprawdopodobna histo­ria jest związana z pewnym budynkiem znajdującym się w Konstancinie. Mowa o budynku Komendy Rejo­nowej Policji. Dom, w któ­rym urzędują policjanci, oprócz parteru ma również piętro, ale nieużytkowane. Parter odnowiony i otynko­wany kontrastuje z drew­nianym i lekko podniszczo­nym piętrem. Budynek ko­mendy ma ok. 80 lat i z te­go, co można usłyszeć od mieszkańców Konstancina, zawsze mieściły się tam służby, które z prawem, przynajmniej teoretycznie, miały dużo wspólnego. Z lo­kalnych opowieści wynika, że w czasach PRL 1. piętro służyło za miejsce przesłuchań więźniów politycz­nych. Nie tylko przesłuchi­wano ich tam, ale i mordo­wano. Zapewne stąd wzię­ły się nocne jęki, tajemnicze dudniące kroki i krzyki. Dla równowagi i nabrania sił przed kolejnymi strasz­nymi historiami warto wspomnieć o cudzie, do któ­rego doszło w kościele św. Augustyna na Nowolip­kach. W październiku 1959 r. na tle pozłacanej kuli umieszczonej u podstawy krzyża wieńczącego dach świątyni ukazała się postać tzw. Matki Boskiej Muranowskiej Współczującej Mi­łosiernej. I choć ówczesne władze uznały to wydarze­nie za zjawisko naturalne, to wśród licznych parafian wierzono w jego boską moc.

* Warszawskie morderstwa

Mieszkanie przy ul. Nowo­grodzkiej stało się sławne po tym, jak pod koniec XIX w. zamordowano w nim diwę ówczesnych teatrów – Marię Wisnowską. W poko­ju z zasłoniętym oknem, a przez to ciemnym i klaustrofobicznym, w nocy z 30 czerwca na 1 lipca została zastrzelona przez jednego – jak głosiły plotki – ze swo­ich licznych kochanków, Ro­sjanina Aleksandra Barteniewa. Anna Reichert, prze­wodniczka warszawska, tak opowiada o tragicznej śmierci aktorki: Wisnowską jako aktorka była podziwia­na i szanowana, natomiast jako kobieta była traktowa­na niezbyt pochlebnie. By­ło to zapewne spowodowa­ne przez jej sposób prowa­dzenia się. Kiedy opinia pu­bliczna dowiedziała się, w jaki sposób zginęła teatral­na diwa, poziom emocji wo­kół jej osoby wzrósł. Jednak nie było to nic pozytywne­go. Starano się o niej zapo­mnieć, dlatego na pogrze­bie można było zobaczyć je­dynie jej najbliższych przy­jaciół.

Piwnica w jednym z do­mów przy ul. Świerczew­skiego stała się świadkiem jeszcze większej tragedii. Przez blisko dwa lata po­szukiwano 16-letniego Boh­dana Piaseckiego, który zo­stał porwany spod budynku szkoły i zamordowany. Gdy go znaleziono, miał rozbitą czaszkę i sztylet tkwiący po lewej stronie klatki piersio­wej. Zdarzenie miało miej­sce pod koniec lat 50.

Wśród warszawiaków krążą również opowieści o nawiedzonej celi w więzie­niu na Białołęce. Wiele lat temu jeden z więźniów po­pełnił tam samobójstwo, najprawdopodobniej powie­sił się. – Moja koleżanka przechodziła tylko koło tej celi. Jest ona zamurowana, gdyż każdy, kto do niej tra­fiał, słyszał krzyki, jęki, nie mógł spać i w efekcie lądo­wał w szpitalu psychia­trycznym – mówi Piotr Ochocki.

* Właściciele zaraz wrócą?

Ulica Szeligowska na Be­mowie nie wyróżnia się ni­czym szczególnym, ale to właśnie tam stoi dom, któ­rego bać się należy i które­go trzeba unikać. Dom jest częścią kompleksu zabudo­wań, znajduje się tam rów­nież stodoła i inne pomiesz­czenia techniczne. W jed­nym z nich stoi nawet cał­kiem dobrze zachowany traktor z lat 50. W budyn­ku mieszkalnym jest prąd, w oknach wciąż tkwią nie­tknięte szyby. Chciałoby się powiedzieć: tylko ludzi brakuje. I faktycznie tak jest. Zostały meble, naczynia, nawet ubrania. Dziesięć lat temu właściciele domu i wszystkiego, co się w nim znajduje, zostali zamordo­wani podczas przyjęcia przez jednego z gości. Imprezowiczów nie było wie­lu, około sześć, siedem osób. Było za to dużo alkoholu i siekiera, której morderca użył jako narzędzia zbrod­ni. Wiele osób próbowało się tam osiedlić. Najpierw spadkobiercy, później stu­denci, na końcu bezdomni. Wszyscy wyprowadzali się z Szeligowskiej po dwóch, maksymalnie trzech dniach. Dom jest nawiedzo­ny. Nie sposób spędzić tam spokojnego dnia, nie mó­wiąc już o przespanej nocy. Jęki, krzyki, tajemnicze kroki, przesuwanie przed­miotów, zamykanie i otwie­ranie okien. Z zewnątrz nie można się domyślić, czy w domu ktoś mieszka, czy nie. Gdy wejdzie się do środka, wątpliwości zostają rozwia­ne. Mieszkają tam duchy. Głównym problemem starych, niekoniecznie nawie­dzonych domów lub miejsc opuszczonych jest to, że nie ma się kto nimi zająć. Po­wodem jest zazwyczaj ich nieuregulowany status prawny. Albo jest tak, że właściciel zmarł i nie ma kto się zająć jego mająt­kiem, albo budynek należy do dwudziestu właścicieli, którzy kłócą się przez kil­kadziesiąt lat o podział spadku, a dom niszczeje, al­bo wreszcie jest tak, że bu­dynek należy do jakiejś in­stytucji państwowej, która uznała, że nie ma pieniędzy na jego zagospodarowanie i zostawiła go na łaskę, a ra­czej niełaskę czasu. Z dru­giej jednak strony na tym polega piękno opuszczonych domów. Na kultywo­waniu ich historii, na dba­niu o to, żeby pozostały w niezmienionym, przeraża­jącym, ale i urokliwym sta­nie. Tak naprawdę nie wia­domo, kiedy i gdzie trafi się na jakieś tajemnicze i być może nawiedzone miejsce. Dlatego warto słuchać i ob­serwować Warszawę. A nuż wśród mrówkowców znaj­dzie się jakiś dom z duszą?

Artykuł ten pojawił się na łamach gazety Dziennik 30.10.2007

pietras1987 26.07.2025 12:42 198 wyświetleń 1 komentarzy 0 ocena Drukuj

1 komentarzy

Pozostaw komentarz

Zaloguj się, aby napisać komentarz.
  • Szakal2406
    Warszawa jest tajemnicza tyle nawiedzonych miejsc w ktorych straszy
    - 20.09.2010 13:12:05

    Ocena zawartości jest dostępna tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
    Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się by zagłosować.
    Niesamowite! (0)0 %
    Bardzo dobre (0)0 %
    Dobre (0)0 %
    Średnie (0)0 %
    Słabe (0)0 %
    Zaloguj
    Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.
    Zapomniałeś/aś hasła?
    
    Ostatnio Widziani
    · Matys15 tygodni
    · pietras198783 tygodni
    · hanah3089 tygodni
    · Legion178 tygodni
    · MAXIMUS190 tygodni
    · Szakal2406239 tygodni
    · knt77273 tygodni
    · mateusz69p318 tygodni
    · Tester335 tygodni
    · AnthonyCug341 tygodni

    Zarejestrowanych: 3,977
    Gości online: 1
    Najnowszy użytkownik:
    AnthonyCug