O nie! Gdzie jest JavaScript?
Twoja przeglądarka internetowa nie ma włączonej obsługi JavaScript lub nie obsługuje JavaScript. Proszę włączyć JavaScript w przeglądarce internetowej, aby poprawnie wyświetlić tę witrynę, lub zaktualizować do przeglądarki internetowej, która obsługuje JavaScript.
Artykuły

Główki z Hexham

Kto by przypuszczał, że dwa wykopane z ziemi kamienie sprowadzą złe moce na każdego, kto znajdzie się w ich pobliżu...

Zastraszacze

Kto by przypuszczał, że dwa wykopane z ziemi kamienie sprowadzą złe moce na każdego, kto znajdzie się w ich pobliżu...

 

Ta niewiarygodna historia swój początek miała w ogrodzie w Hexham, trzydzieści kilometrów od Newcastle-upon-Tyne, w Wielkiej Brytanii.

 

Jest luty 1972 roku. Jedenastoletni Colin Robson bawi się w ogrodzie. Wygrzebuje z ziemi mały kamień, nie większy od piłeczki tenisowej. Wyciera go z piasku. Widzi na nim zarysy ludzkiej twarzy. To rzeźba głowy. Zaaferowany, woła młodszego brata Lesliego i dalej szukają już razem. Po chwili wykopują drugą, podobną głowę z kamienia. Tę wykopaną przez Colina bracia nazwali "chłopcem", a tę drugą - "dziewczynką". Zadowoleni z odkrycia, zabrali oba kamienie do domu.
Dziesięć miesięcy później, podczas świąt Bożego Narodzenia w 1973 roku rodzice Colina i Lesliego ze zdumieniem odkryli, że w miejscu, gdzie synowie znaleźli "chłopca" i "dziewczynkę", co jakiś czas pojawia się dziwne światło.
To światło widziała także mieszkająca w sąsiedztwie Hellen Dodd.
Kilka dni później w domu pani Dodd zdarzyło się coś bardzo dziwnego.
- Moje dzieci były wtedy chore - opowiada kobieta. - Godzinami nad nimi czuwałam. Któregoś wieczora Brian wyznał mi, że nie może spać, bo się czegoś boi. Starałam się go jakoś uspokoić. W końcu zasnął. W chwili, kiedy wstawałam z krzesła, żeby wyjść z jego pokoju, ujrzałam nagle idącą w moją stronę świetlistą zjawę. W połowie wyglądała jak człowiek, a od pasa w dół - jak owca. Czułam, że nogi uginają się pode mną. Na szczęście po chwili zjawa zniknęła.

 

 

Główki z Hexham, "chłopiec" i "dziewczynka".

 

Tej samej nocy pani Robson usłyszała w swoim domu odgłosy kroków i dziwne trzaski. Rano obie kobiety podzieliły się ze sobą wrażeniami. Były tak przerażone, że postanowiły pójść na policję. Niczego tam jednak nie wskórały. Pani Dodd zdecydowała się wobec tego jak najszybciej przeprowadzić się z rodziną do innej dzielnicy.
Pani Robson nie chciała jednak opuszczać swojego domu. Postanowiła opowiedzieć o wszystkim znajomej, dr Annie Ross, znawczyni kultury celtyckiej.
Dr Ross doszła do wniosku, że w miejscu, gdzie obecnie jest dom i ogród Robsonów, znajdowało się kiedyś celtyckie miejsce kultu.
Celtowie w niektórych swoich rytuałach, związanych z magią płodności i uzdrawianiem, używali małych kamiennych głów. Kamienne czaszki wieszali też nad wejściami do swoich domostw. Do dzisiaj zresztą mieszkańcy terenów zamieszkiwanych niegdyś przez Celtów wygrzebują z ziemi podobne główki, ale nikt jak dotąd nie zauważył, żeby sprowadzały do świata żywych przerażające zjawy.
Dr Ross zabrała rzeźby główek z domu Robsonów. Była pewna, że stracą swoją magiczną moc, kiedy zostaną zabrane z dawnego miejsca kultu. Tak się jednak nie stało. Wkrótce jej samej objawiła się istota nie z tego świata.
- To, co zaczęło się dziać w moim domu, nie mieściło mi się w głowie - opowiada Anna Ross. - Mój syn zawsze spał w swoim pokoju przy otwartych drzwiach, ale odkąd w domu znalazły się czaszki, tak bardzo zaczął się bać ciemności, że musieliśmy zostawiać w jego pokoju zapalone światło. Ja też zaczęłam odczuwać nieokreślony lęk.
Którejś nocy zrobiło mi się zimno. Spojrzałam w kierunku drzwi i zobaczyłam w smudze światła, jak do pokoju wchodzi jakieś przerażające monstrum!
Ta potworna istota miała ze dwa metry wzrostu. Na tle drzwi wyglądała jak czarne, zwaliste zwierzę, pół wilk, pół człowiek. To coś całe było pokryte gęstą sierścią. Przerażona, wyskoczyłam z łóżka, a wtedy zjawa odwróciła się i zaczęła się wolno oddalać. Pamiętam, byłam wtedy absolutnie przekonana, że widziałam wilkołaka.
Po kilku dniach dr Ross razem z mężem wyjechała na kilka dni do Londynu. Kiedy wrócili, córka opowiedziała, co się wydarzyło podczas ich nieobecności.
Któregoś wieczoru usłyszała dziwne szmery przed drzwiami wejściowymi. Zaniepokojona, otworzyła je. - Wtedy z impetem wpadło do środka zwierzę podobne do wilka. Z hukiem upadło na podłogę - opowiadała. - Potem podniosło się i pobiegło w głąb domu.
Gdy dziewczyna trochę ochłonęła,
pomyślała, że to może wcale nie wilk, tylko jakiś przestraszony pies, i poszła poszukać go w domu. Ale nigdzie go nie było. Kiedy to do niej dotarło, wpadła w panikę. Dr Ross postanowiła natychmiast pozbyć się kamiennych główek z domu. W dniu, w którym je wywiozła, jej mąż miał wrażenie, jakby oddaliły się od niego ciemne chmury i niepokój.
"Dziewczynką" i "chłopcem" zaczęło się interesować coraz więcej osób. Któryś z badaczy zauważył, że przywabiane przez kamienie zjawy przypominają stwora znanego z celtyckich mitów. Chodzi o zagadkowe monstrum o imieniu Vulver. W zasadzie był on wobec ludzi nastawiony przyjaźnie, ale jeśli się go zezłościło, stawał się ich wrogiem. Stwór funkcjonował nie tylko w mitach. Do dzisiaj zachowały się świadectwa mieszkańców Wysp Szetlandzkich, którzy twierdzili, że na własne oczy widzieli tego demona.

Vulvera chciał koniecznie zobaczyć dr Don Robins, chemik, w którego ręce trafiły w końcu kamienne główki. Robins nosił je zawsze przy sobie i zauważył, że wywołują różne dziwne zjawiska. Na przykład powietrze w domu zrobiło się jakby naładowane elektrycznością (Robins często miał wrażenie, że się dusi). Gdy przewoził główki samochodem, nagle wysiadła w nim elektryczność. Mężczyzna nie przestraszył się jednak. Spojrzał na główki, pogroził im palcem i rozkazał, żeby auto ruszyło. Po chwili samochód zapalił!
Robins miał też czasami wrażenie, że "dziewczynka" wodzi za nim oczami, jakby go uważnie obserwowała.
Ale Vulvera, czy też wilkołaka, badacz nigdy nie zobaczył. Stwór nie raczył mu się pojawić. Na Ronie Robinsie historia kamieni w pewnym sensie się skończyła. Ale tylko w pewnym sensie, bo któregoś dnia główki zginęły. I nie sposób ustalić, czy zostały ukradzione (co z różnych względów było mało prawdopodobne), czy też po prostu... rozpłynęły się w powietrzu.

 

Autor: Marta Ammer

Źródlo: gwiazdy.com.pl

pietras1987 26.07.2025 12:42 179 wyświetleń 2 komentarzy 0 ocena Drukuj

2 komentarzy

Pozostaw komentarz

Zaloguj się, aby napisać komentarz.
  • Azazeel
    Ciekawe.
    - 01.05.2011 13:08:18
    • Szakal2406
      To dopiero artykul jakbym zobaczyl takiego stwora to pobieglbym szybciej niz Usain Bolt[gg][/gg]
      - 06.08.2010 18:58:34

      Ocena zawartości jest dostępna tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
      Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się by zagłosować.
      Niesamowite! (0)0 %
      Bardzo dobre (0)0 %
      Dobre (0)0 %
      Średnie (0)0 %
      Słabe (0)0 %
      Zaloguj
      Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.
      Zapomniałeś/aś hasła?
      
      Ostatnio Widziani
      · Matys15 tygodni
      · pietras198783 tygodni
      · hanah3089 tygodni
      · Legion178 tygodni
      · MAXIMUS190 tygodni
      · Szakal2406239 tygodni
      · knt77273 tygodni
      · mateusz69p318 tygodni
      · Tester335 tygodni
      · AnthonyCug341 tygodni

      Zarejestrowanych: 3,977
      Gości online: 1
      Najnowszy użytkownik:
      AnthonyCug