Procesy o czary: Co, jak i gdzie?
Scenariusz procesu o czary bardzo dobrze zadomowił się w naszej kulturze, jednak często dla wielu osób oskarżenie o paktowanie z diabłem i siłami nieczystymi było życiową tragedią. Scenariusz procesu o czary bardzo dobrze zadomowił się w naszej kulturze, jednak często dla wielu osób oskarżenie o paktowanie z diabłem i siłami nieczystymi było życiową tragedią. Co motywowało ludzi do doszukiwania się w społeczeństwie „sług złego”? Jakie były tego znaki i czy nasz kraj również dosięgła mania polowań na czarownice? Jestem pewien, że każdy słyszał, lub czytał o słynnych procesach o czary. Większości osób kojarzą się ze znanym z popkultury obrazkiem - kilku posępnych inkwizytorów knebluje niewinną kobietę, torturuje ją, a następnie pali na stosie. Oczywiście, w imię Boga oraz oczywiście, za bluźnierstwo, jakim było zaprzedanie duszy diabłu. Cóż, obrazek ten, jak to często bywa w historii, jest tylko w połowie prawdziwy. Nie zawsze to Kościół Katolicki palił czarownice, nie zawsze też je palono, wreszcie, to nie inkwizytorzy byli najzacieklejszymi łowcami wiedźm. Przede wszystkim, należy zaznaczyć, że procesy o czary dotyczyły najczęściej czarownic lub kacerzy (odstępców od ortodoksyjnej doktryny kościoła; w Rzeczpospolitej nazwą tą określano także arian). Postępowanie to mylone jest często z procesami o herezję, gdzie oskarżony był heretykiem, czyli odstępcą od wiary, wyznawcą innej wiary, mącicielem, prześmiewcą, lub ateistą. Postępowanie czarownic i czarowników również miały ubliżać Bogu, lecz w inny sposób – poprzez uczynienie z człowieka narzędzia Szatana, świadome i umyślne szkodzenie ludziom, porzucenie Boga, by stać się poplecznikiem złego. Świeckie procesy o herezję rozpoczęły się, głównie za sprawą Roberta II w XIII wieku. Święta Inkwizycja, powołana do czynienia inquisitio haereticae pravitatis, ścigania i sądzenia, została stworzona w 1215 roku, a w 1319 papież Jan XXII nakazał inkwizycji wyśledzić kacerzy. Ściganie czarownic rozpoczęło się znacznie później, bo pod koniec XIV wieku i trwało aż do końca XVIII wieku, choć wyroki skazujące na karę więzienia za uprawianie magii wydawano w niektórych krajach Europy jeszcze w I połowie XX wieku. Spalenie na stosie trzech czarownic w szwajcarskim Baden (J.J.Wick) Przygotowanie do podpalenia stosu (J. Luyken) Wszystko rozpoczynano zazwyczaj za sprawą donosu, przyłapania na gorącym uczynku, lub publicznego przyznania się do zbrodni. Wtedy też, rozpoczynał się etap generalny: inwestygator miejski rozpoczynał śledztwo, zbierał dowody, przepytywał świadków. Obowiązywała formalna teoria dowodów, czyli taka, która stopniowała ważność dowodu i wprowadzała podział na dowody pełne, półpełne, mniej niż pełne, mniej niż półpełne. Najwyższym dowodem, zwanym królową dowodów, było „confessio”, czyli przyznanie się do winy. Wyznanie popełnienia czynu można było osiągnąć w dalszym procesie, w trakcie przesłuchania, na torturach, lub na początku, tak, jak w procesach włoskich, gdzie oskarżoną osobę pytano o przyznanie się do winy jeszcze przed rozpoczęciem śledztwa. Rabin i praski Golem (rys. Mikolas Ales, 1899) Charakterystyczne w historii procesów o czary, są tak zwane procesy dziecięce, w których to dzieci występowały jako świadkowie. Ofiarami oskarżeń padali najczęściej rodzice, członkowie rodziny, nielubiani nauczyciele, sąsiedzi, czy wagabundzi. W 1579 roku, w Nottingham, chłopiec oskarżył 14 kobiet o rzucenie na niego uroku. Po egzekucji przyznał się do kłamstwa. W 1616 roku, mały John Smythe doniósł, iż zna dziewięć czarownic. Wszystkie zabito. W 1669 roku, w miejscowości Mora, w Szwecji, grupa dzieci zeznała, że widziały, jak pod postacią starca, diabeł obiecał wiedźmom zabrać je na sabat, jeśli te dadzą mu krew dziatek. Wiedźmy porwały dzieci, a następnie wraz z nimi, na ciałach śpiących ludzi, na gęsiach i na kijach poleciały na łąkę Blocula, by tam parzyć się z Szatanem i z nim ucztować. Rok wcześniej, dziecko mieszkające w pobliżu Gertrudy Svensen, oskarżyło ją o próbę uprowadzenia i oddania diabłu na kolację. W Szwecji nie istniały oficjalne sposoby postępowania w takich przypadkach, ani ze strony gmin protestanckich, ani ze strony władzy świeckiej. Karol XI wyznaczył oddział komisarzy, którzy mieli zajmować się przypadkami oskarżeń o czary. Oskarżone kobiety z 1668 roku i 1669 roku skazano na karę śmierci, przez utopienie, lub spalenie, mimo, że rozporządzenie króla sugerowało więzienie i modlitwę oraz odprawianie nabożeństw. Wierzono, że dzieci nie potrafią kłamać, przez co ich zeznania miały specjalną moc prawną. Próba wody Charakterystycznym środkiem dowodowym były tak zwane „próby boże” (ordalia). Ordalia występowały już we wczesnośredniowiecznym i pełnośredniowiecznym procesie skargowym. Były one bardzo mocno zakorzenione w tradycji chrześcijańskiej Europy, gdyż jak uważano: „Sprawiedliwy Bóg nie pozwoli, by krzywda stała się niewinnemu, a sromotnie ukaże winnych”. Próby, którym poddawano czarnoksiężników i wiedźmy, przyjmowały różne formy. Popularna była próba ognia, polegająca na zmuszeniu podejrzanego do kontaktu z ogniem. Mogło to być przeniesienie żarzącej się podkowy, poparzenie którejś z kończyn, lub nakaz przejścia przez ścianę ognia. Jeśli czarownicy się udało wykonać próbę bez oparzeń, bąbli i ran, była niewinna, gdyż Bóg nad nią czuwał. Jeśli, co było naturalną koleją rzeczy, została uszkodzona, znaczy, że oczyszczający ogień wypalił na niej piętno zbrodni. Były przypadki, iż niektórym kobietom udało się przejść próbę ognia, w postaci przeniesienia podkowy. Podejrzane były bardzo często zielarkami, czy osobami znającymi się na opatrunkach, przez co znały sztuczki, pozwalające im opóźnić wystąpienie opuchlizny. W przypadku, gdy koniecznie chciano taką kobietę skazać, posuwano się do absurdu, wysnuwając tezę, że to nie Bóg, lecz sam Szatan dopomógł wiedźmie. Tak, czy siak, oskarżona była winna. Istniały także ordalia związane z wodą, w Rzeczypospolitej nazywane niekiedy „topkami”. Oskarżonego przywiązywano do żurawia, a do jego głowy przymocowywano krzyż. Następnie spuszczano nieszczęśnika do wody. Tonięcie świadczyło o jego niewinności. Unoszenie się na wodzie było dowodem winy, gdyż twierdzono, że słudzy Złego byli bardzo lekcy. Paradoksalnie, wiele kobiet i mężczyzn unosiło się na wodzie, za sprawą strojów, w jakie byli ubrani. Stosowano także iudicium offae, iudicium panis et casei oraz examen corporis et sanquinis Dei, czyli próbę przełknięcia poświęconego pokarmu i próbę przyjęcia sakramentu komunii. Żeby być uznanym za czarownicę, trzeba było spełniać kilka niezbędnych kryterów. Najczęściej wystarczyło być ekscentrykiem lub w jakiś sposób odróżniać się od reszty społeczeństwa, dysponując np. domniemaną mocą rzucania uroków. Ale czy procesy czarownic to rzeczywiście echo minionych zabobonnych czasów? I dlaczego traktowano je aż tak poważnie? W trakcie, gdy inwestygator, zwany też instygatorem, zbierał materiał dowodowy, władze sięgały po środki prewencyjne wobec podejrzanych. Jednym z nich, było uwięzienie potencjalnej czarownicy, w tak zwanej „wieży czarownic”. Wieże czarownic budowano głównie w obrębie cesarstwa, ale także i w Polsce, gdzie stoją po dziś dzień, jak w Mrągu, czy Toruniu. „Wieże czarownic” posiadały przeważnie tylko wieżę górną, czyli były pozbawione podziemi. Podejrzaną osobę wkładano do beczki, lub podwieszano za ramiona, aby nie miała kontaktu z ziemią, gdyż jak uważano magowie i czarownice czerpią swoją moc z ziemi. Były także przypadki, iż podejrzanym łamano ręce, aby „nie mogli składać przekleństw i znaków”, czy też, profilaktycznie wyrywano język. Po zakończeniu inkwizycji generalnej, czyli zbierania dowodów obciążających oskarżonego, przystępowano do inkwizycji specjalnej, która miała na celu wydobycie z pozwanego „królowej dowodów”, czyli przyznania się do winy. Postępowanie było tajne i pisemne, czego strzeżono w szczególności w Hiszpanii, Aragonii oraz Portugalii, gdzie obowiązywała zasada: „Ani słowa o Królu i Świętym Oficjum!”. Pierwszym etapem było przesłuchanie czarownicy, które odbywało się w składzie sędziego, skryby, kata, przedstawicieli miasta, niekiedy duchowieństwa. Zdarzało się też, tak jak w Hiszpanii, iż całe dochodzenie, jak i proces prowadzili inkwizytorzy. Czarownica pytana była o dowody, które świadczyły o jej winie, następnie o jej przeszłość, pochodzenie, wykształcenie, życie intymne, niekiedy przepytywano ją z dogmatów katolicyzmu, zasad wiary i pytano o zaangażowanie religijne. Na sam koniec, zadawano pytanie, czy oskarżony przyznaje się do winy. W wypadku zaprzeczenia, prowadzący groził torturami, a następnie, w razie dalszych zaprzeczeń, kolejno: okazywano narzędzia tortur, obnażano i wiązano czarownicę, sadzano na miejscu tortur. Dopiero, gdy zawiodły powyższe środki, przystępowano do torturowania. Oskarżonych katowano trzykrotnie, by wydobyć od nich przyznanie się do winy, współpracowników oraz inne informacje, których nie udało się zdobyć instygatorowi. Wiele osób skazanych za herezję, czy czarnoksięstwo, było tzw. „oskarżonymi pobocznymi”, których wydali najczęściej pod wpływem ogromnego bólu i nadziei na zakończenie tortur oskarżeni. W przypadku przyznania się do winy, musiało być ono jeszcze raz powtórzone przed sędzią. Tortury, na przemian z przesłuchaniem, czyniono trzykrotnie. Jeśli czarownica przeżyła tortury i nie przyznała się do popełnionych zarzutów, zwalniano ją od razu, lub wydawano wyrok, w którym nie było „królowej dowodów”, a który to był zazwyczaj łagodniejszy, niż kara śmierci. Wyrok, bardzo rzadko, wydawano publicznie. Zazwyczaj ogłaszano go w miejscu mało publicznym, jak lochy, a następnie, w czasie egzekucji, powtarzano. Około 44% spraw wytoczonych o czary zakończyło się egzekucją. Do wyroków, najczęściej należało spalenie na stosie, lub poćwiartowanie czarownicy. Rozczłonkowanie ciała winnej osoby, lub przemienienie go w proch, miało na celu uniemożliwienie jej powrotu w dniu Zmartwychwstania i dniu powrotu Jezusa, gdyż jak wierzono, ludzie mieli zmartwychwstać w takiej postaci, jak zmarli. Była to zatem dodatkowa kara, z kategorii religijnych. W przypadku, gdy uznano okoliczności łagodzące w sprawie np.: nieumyślność, chorobę umysłową, brak przyznania się do winy, dokonywano kar częściowych np.: obcięcie i spalenie rąk czarownicy, oślepienie. Nawet, gdy oskarżony został uniewinniony, często towarzyszyła mu kara wygnania, a całe swoje życie zmuszony był spędzić na marginesie, gdyż w świadomości społeczności, pozostawał on czarownikiem. Nigdy nie wydawano także uniewinnienia pełnego - człowiek, któremu postawiono zarzut czarostwa do końca życia miał status podejrzanego i w każdej chwili jego sprawa mogła zostać wznowiona. Publiczne powieszenie trzech czarownic w Chelmsford (XV w.) Powyższe informacje na temat inkwizycji, są tylko zarysem działalności tej instytucji, która niewątpliwe, aż po dzień dzisiejszy, rzuca cień na Kościół Katolicki i zapisała się na mrocznych kartach Europy. Co prawda, Jan Paweł II w 2000 roku, w dokumencie „Pamięć i pojednanie”, przeprosił za zbrodnie Kościoła Katolickiego, lecz po dzień dzisiejszy nie znamy pełnej ilości ofiar inkwizycji, nie pisząc już o ilości osób, które umarły podczas procesów. Z całą pewnością „czarna legenda”, tycząca się w szczególności inkwizycji hiszpańskiej, jest mocno przesadzona i wyolbrzymiona, czego dokonywali głównie protestanci i schizmatycy, którzy również przeprowadzali procesy o czary. Nie zmienia to faktu, iż Święte Oficjum działało przez ponad pięćset lat, przymusowo edukując niewiernych, lub nieposłusznych ideologii katolickiej oraz ich mordując. Nie zmienia to także faktu, iż fach łowcy czarownic, prześladowań osób podejrzanych o uprawianie magii ze strony protestantów, przez wieki funkcjonował w społeczeństwach, a nieoficjalne egzekucje wykonywano aż do końca XIX wieku. Źródło: infra.org.pl
Zastraszacze
WSTĘP
Postępowanie procesowe, środki dowodowe, zbrodnie, o które byli oskarżani podejrzani i kary w tego typu sprawach, były niezwykle zróżnicowane i zależały od regionu, zwyczaju, instytucji, która zajmowała się sądzeniem „zbrodniarzy”, a także religii, czy społeczności przeciwko którym zbrodnia miała być wymierzona. Inaczej sprawa wyglądała u katolików, inaczej u protestantów. Inne kary groziły za czarownictwo w Polsce, inne w Hiszpanii, a jeszcze inne w poszczególnych księstwach niemieckich.
Generalną zasadą było postępowanie inkwizycyjne, czyli typ postępowania karnego, który zaczął dominować w niektórych państwach Europy w XVI wieku. Dokumentem, który wprowadzał w Rzeszy postępowanie inkwizycyjne była Criminalis Carolina, uchwalona przez sejm w Ratyzbonie, w 1532 roku. Została recypowana, z różnymi poprawkami, przez wiele państw, w tym przez Rzeczpospolitą. W procesach o czary posługiwano się specyficzną mieszaniną lokalnych zwyczajów, tekstów z Biblii („Nie pozwolisz żyć czarownicy”) rozporządzeń kościelnych, rozporządzeń świeckich, podręczników wydanych dla inkwizytorów i łowców czarownic („Młot na Czarownice”, „Opus Eimercianum”, „Practica inquisitionis haereticae pravitatis”) oraz postępowaniem inkwizycyjnym.
Postępowanie to charakteryzowało się skupieniem funkcji oskarżyciela, obrońcy, sędziego i śledczego, w ręku jednego urzędnika (zwanego inwestygatorem) tajnością, pisemnością (choć w Polsce, najczęściej obowiązywała ustność), brakiem możliwości wnoszenia apelacji przez oskarżonego, brakiem możliwości konfrontacji oskarżonego ze świadkami. Oskarżony nie był stroną w procesie. Procedury dzieliły się na dwa etapy: generalny i właściwy, zwane też „etapem małym” i „etapem dużym”. Pierwszy polegał na zebraniu materiału dowodowego, a drugi na przesłuchaniu i wydaniu wyroku. Jeśli jesteśmy już przy przesłuchaniu, należy dodać, iż dopuszczano w nim tortury i kary mutylacyjne, czyli okaleczające. Proces o czary, jako proces specjalny, w XVI wieku przeszedł właściwie od sądów duchownych do sądów wiejskich i miejskich, choć zdarzało się, że uczestniczyli w nim bracia inkwizytorzy.
Polowaniem na czarownice początkowo zajmowali się inkwizytorzy i były one domeną świata katolickiego. Bardzo szybko na wiedźmy zaczęli polować także anglikanie i purytanie. W tej kulturze, wykształcił się specyficzny urząd łowcy czarownic - świeckiego specjalisty od walki z siłami ciemności. W celu sądzenia podejrzanych o uprawianie magii, szkolono także sędziów i urzędników miejskich. Protestanci organizowali sądy dla czarnoksiężników w ramach gmin i często o winie decydowała cała społeczność.
Rozpoczęcie postępowania i środki dowodowe
Zróżnicowana była sytuacja donosicieli i świadków. Niekiedy puszczano ich wolno tuż po złożeniu zeznań, innym razem, najczęściej, gdy proces prowadziły osoby duchowne, świadkom nie zawsze zapewniano anonimowość, a przez swoje zeznania mogły napytać sobie biedy. Niekiedy donosicieli skazywano wraz z czarownicami, innym razem, gdy jakimś cudem uniewinniono oskarżonego, to świadek lądował na stosie.
Świadkami, którzy informowali władze, byli najczęściej sąsiedzi czarownicy, czy czarownika, a ich motywacją była zazdrość, lub złość. Składano donosy o rzucanie uroków, sprowadzanie chorób, przyzywanie demonów, kopulowanie z diabłem, branie udziału w sabatach. Klasyczny przypadek, prosto z polskiego ogródka, przywołuje Bartłomiej Groicki, znawca prawa i krytyk tortur. Pewna kobieta żyjąca w XVI, w Nowym Targu, zwana Piekarką, żona miejscowego piekarza, została oskarżona przez swoje sąsiadki o uprawianie czarów. Kobiety twierdziły, że Piekarka za pomocą swoich czarów rozmnaża chleb z piekarni męża oraz krowie mleko. Jako dowód, że coś jest nie tak, twierdziły, że one same mają dwa razy mniej chleba i mleka niż domniemana czarownica, mimo, że są lepszymi gospodyniami. Do kompletu oskarżeń dołączył zarzut rzucania uroków na żonatych mężczyzn i latanie na kiju. Proces się rozpoczął, Piekarkę spalono, a wraz z nią kilkanaście kobiet. Inny przykład, który podaje Groicki, to przypadek Jana Barana. Baran był biednym włóczęgą. Kiedy umarła jego żona, wpadł w depresję, chadzał smutny to tu to tam, nic nie mówił, a dzieci biegały za nim krzycząc: „Stary dziad, grosza nie wart”. W końcu, załamany Jan spróbował się powiesić w przydomowym baraku, w którym mieszkał. Wieśniacy, u których wynajmował pomieszczenie uniemożliwili mu to. Próba samobójstwa jedynie pogorszyła jego sytuacje społeczną, a i tak miał sporo szczęścia - najprawdopodobniej, gdyby był kimś bardziej znaczącym, doniesiono by na niego. Próbę samobójstwa, czy samobójstwo, traktowano często jako dowód na opętanie przez czarta. Nie był to jednak koniec marnego życia Barana. Pewnego dnia, jak każdej niedzieli, brał udział wraz z innymi mieszkańcami wsi we mszy. Przyjął komunię świętą, uklęknął, po czym zaczął się krztusić. Jak później zeznawał, opłatek przylepił mu się do gardła. Przestraszony upadł na podłogę, zakaszlał i wypluł komunię na rękę. W kościele powstało zamieszanie, każdy chciał zobaczyć co się stało, jednak ci, co mieli okazję dopchać się do zainteresowanego, zobaczyli tylko jak czerwony na twarzy klęczy z hostią w ręku. Przestraszony Jan uciekł z kościoła. Oskarżono go o bezczeszczenie sakramentu komunii oraz próbę kradzieży ciała Jezusa, w celu użycia go do diabelskich obrzędów lub odsprzedania czarownikom. Fakt, że wcześniej Baran chciał popełnić samobójstwo, wcale nie przemawiał na jego korzyść. Mężczyznę poddano pod sąd pana wsi, a ten uwięził go, po czym, jak to często bywało, pan zdecydował o oddaniu sprawy przed sąd miejski. Historia skończyła się dla Jana Barana względnie szczęśliwie. Sąd uznał, że Baran jest tylko „wrodzenie głupi” i że uczynił, to, co uczynił, przez przypadek, jednak jego ręka dopuściła się świętokradztwa. Dlatego też odrąbano mu dłoń, a następnie ją publicznie spalono. Mariannę Kuklinę widziano jak: „Przyleciała z Mławy do Szydłowa na gęsim jaju i kurzej wątróbce i tam pani cześnikowej na zdrowiu uczyniła”.
Dowodem, iż ktoś dopuścił się zbrodni czarostwa były także przedmioty znalezione w jego domu. Ludzkie części ciała, w szczególności czaszki, uważano za niezbędne komponenty niektórych czarów. Za dowód mogły także posłużyć zakazane księgi, lub księgi spisane w języku arabskim, czy niektórych językach martwych. Wierzono także, iż pomniejsze demony przyjmują postać chowańca, który pomagał czarownicy w niecnych czynach. Chowańcami były węże, pająki, skorpiony, czarne koty, czy ropuchy. Poszukiwano także homunkulusa, czyli niewielkiej, stworzonej z tajemnych substancji istoty, którą według łowców kacerzy stworzyć potrafiły wiedźmy, heretycy, czy alchemicy. Dosyć często o uprawianie demonologii oskarżano Żydów, zarzucając im, iż upuszczają krew z chrześcijańskich dzieci na macę oraz tworzą golemy, będące wielkimi, morderczymi potworami z gliny, ożywionymi za pomocą magii. Najsłynniejsza opowieść o ożywionej bestii wiąże się z rabinem Maharalem, żyjącym w Czechach, w XVI wieku. Potrzebował on ochrony, więc stworzył golema, który miał go bronić. Niestety, istota wymknęła się spod kontroli, dokonując sporych zniszczeń w Pradze. Oprócz wymienionych elementów, poszukiwano wszystkiego, co może wiązać się z Szatanem, ożywianiem umarłych, czy szkodzeniem ludziom. Zapewne, zdecydowana większość z tych przedmiotów, podrzucana była oskarżonym przez życzliwych sąsiadów, lub wrogów…
Specyficznym środkiem było także poszukiwanie znamion Złego Ducha. Tego typu poszukiwania nazywane są niekiedy w literaturze próbą kłucia, czy próbą igły. U wiedźm szukano wszelkich oznak, którymi obdarzał je Szatan - brodawek, kurzajek, pieprzyków. Oskarżonych golono, rozbierano do naga, a następnie oczekiwano na przybycie chowańca. Jeśli w pobliżu wiedźmy pojawił się szczur, czy pająk (rzecz działa się najczęściej w lochach, czy piwnicach), uważano, iż to sam diablik przybył jej na pomoc. Zdarzało się, że nakłuwano ramiona, czy też przebijano je, a następnie oczekiwano wystąpienia „znaku ukrytego”. Oznaki, znaki ukryte, miał dostawać czarnoksiężnik w chwili podpisania paktu z diabłem.
Po ogłoszeniu wyroku skazującego, prowadzonej na stos czarownicy przewiązywano oczy, po to, by nie „spozierała złem okiem”, czyli nie rzuciła klątwy poprzez złe spojrzeniem. Wiara w „czarci wzrok”, była szczególnie popularna wśród purytan, gdzie zwaną ją „Evil eye”, skąd zresztą słowo „ill” w języku angielskim, czyli „chorować”.
Postępowanie
Do najczęstszych tortur należało biczowanie, łamanie kołem, podciąganie, nabijanie na hak, łamanie kości, wyrywanie zębów i włosów, przypalanie narządów płciowych.
Zdarzało się, iż oskarżony umierał w czasie przesłuchania, lub doznawał pomieszania zmysłów. Wtedy też, zazwyczaj automatycznie, uznawano go za winnego.
Dedieu, podaje, iż najczęstszym schematem postępowania hiszpańskiej inkwizycji było:
- denucjacja
- decyzja o wszczęciu postępowania
- zbieranie dowodów
- określenie rodzaju przestępstwa
- decyzja o wysunięciu oskarżenia
- aresztowanie
- przesłuchanie oskarżonego
- formalne oskarżenie
- przedstawienie oskarżonemu listy zarzutów
- głosowanie w sprawie wyroku
- autodafe
W innych królestwach, księstwach i miastach, najczęściej nie istniało głosowanie w sprawie wyroku, gdyż decyzja była podejmowana jednoosobowo, aresztowanie następowało w momencie zbierania dowodów, a niekiedy oskarżonemu w ogóle nie przedstawiano listy zarzutów.
Wyrok i wykonanie wyroku
W Aragonii i Kastylii, w latach 1540 – 1700 udział procentowy spraw związanych z zabobonami i czarostwem, wśród całości spraw prowadzonych przez inkwizycję, wynosił 8%, czyli względnie mało. Dla porównania, procent spraw wytoczonych za pogaństwo i herezje, czyli przynależność do innej religii, lub sekty (judaizm, islam, luteranizum, iluminizm) wynosił 42%.
Wyrok wykonywano zazwyczaj publicznie. We Francji, cesarstwie, Polsce i we Włoszech, ogłaszano go zazwyczaj na kilka dni przed egzekucją. Paleniu na stosie, w asyście władz miasta i duchowieństwa, obecności gapiów, towarzyszyły modlitwy i śpiewy religijne. Były także rzadkie przypadki, szczególnie w niewielkich miastach, w których brakowało inkwizytora, a kultura prawna stała na niskim poziomie, gdzie dopuszczano, przed spaleniem, do obrzucenia skazanego pomidorami, odchodami, czy jajkami i kamieniami.
W Kastylii, Portugalii i Aragonii istniała procedura autodafe, która dzieliła się na auto publico general, gdzie egzekucji towarzyszyło najczęściej święto katolickie, odbywała się ona z dużym rozmachem, czasami przy udziale przedstawicieli królestwa, była punktem kulminacyjnym święta oraz na autillo, czyli na poły prywatną ceremonię, odbywającą się w kościele.
Przygotowania do publicznego autodafe obejmowały uszycie szat, czap, dla oskarżonych, przygotowanie krzyży dla pielgrzymów oraz proporców inkwizycji. Protestanci często dokonywali egzekucji masowych, gdzie zabijano wszystkie osoby skazane w sprawie, lub łączono kilka spraw w jedną. Pastor odczytywał kazanie, niekiedy egzekucji dokonywali łowcy czarownic.
Zakończenie
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się by zagłosować.
Żadne komentarze nie zostały dodane.