Dolina Longendale
Pomimo podjętych prób, po przesłuchaniu wielu świadków tamtejszych wydarzeń nie udało się ustalić, dlaczego doszło do katastrofy, choć nic jej nie zapowiadało, a wszystko wydawało się przebiegać bez zakłóceń. Pomimo podjętych prób, po przesłuchaniu wielu świadków tamtejszych wydarzeń nie udało się ustalić, dlaczego doszło do katastrofy, choć nic jej nie zapowiadało, a wszystko wydawało się przebiegać bez zakłóceń. Jeden z takich testów okazał się tragiczny w skutkach. W niewyjaśnionych okolicznościach samoloty rozbiły się na wrzosowiskach. Pomimo podjętych prób, po przesłuchaniu wielu świadków tamtejszych wydarzeń nie udało się ustalić, dlaczego doszło do katastrofy, choć nic jej nie zapowiadało, a wszystko wydawało się przebiegać bez zakłóceń. Dla pracujących w tych okolicach ratowników nie była to sprawa zupełnie nowa. W przeszłości docierały do nich wieści o podobnych wypadkach. Nie to jest jednak najdziwniejsze. Pomimo tego, że ludzie ci dokładnie znali okolice, nigdy nie udało im się odnaleźć dokładnego miejsca katastrofy. 2 lipca 1948 r. ten sam los spotkał Boeinga B-29 Superfortress. Wyruszył on w krótki, bo niespełna półgodzinny, rutynowy lot do bazy amerykańskich sił powietrznych Burtonwood w okolicach Warrington. Nigdy nie dotarł na miejsce. Kiedy samolot nie zjawił się na lotnisku, wszczęto akcję poszukiwawczą. Ciała pasażerów odnaleziono wśród szczątków wraku roztrzaskanego na torfowisku, w pobliżu szczytu Higher Shelf. Oficjalnie podano, że tragedię spowodowały gęste chmury. Na jednym ze wzgórz, zwanym Bleaklow, leży zniszczony kadłub samolotu. Wydaje się on być jedyną pozostałością po katastrofie z 3 listopada 1948 r. Wrzosowisko kolejny raz pochłonęło ofiary. Tym razem było ich 13. Na własne oczy zdarzenie to zobaczył mieszkający w okolicach Gerald Scarratt. Był wówczas małym chłopcem, ale doznał tak silnej traumy, że dopiero jako dorosły mężczyzna zdobył się na odwagę i ponownie udał się w to miejsce. Wśród niezliczonych, porozrzucanych wszędzie fragmentów maszyny zauważył błyszczącą w słońcu obrączkę. Wygrawerowany na niej napis wskazywał, że jej właścicielem był Langdon P. Tanner. Osoba o takim nazwisku znajdowała się na liście pasażerów samolotu. Pewnego razu Scarratt oprowadzał po wzgórzu grupę ludzi, których w te okolice przyciągnęły właśnie niesamowite opowieści o upiornych samolotach. Pragnęli oni dowiedzieć się czegoś więcej o zdarzających się tutaj wypadkach, skoro zawsze dochodzi do nich w podobnych okolicznościach. Kiedy Scarratt pokazywał im miejsce Świadkami podobnej tragedii stali się zwykli turyści, którzy przybyli do Longendale z zamiarem obejrzenia zjawiskowej komety Hale'a-Boppa. Dzień 24 marca 1990 r. miał już na zawsze utrwalić się w ich pamięci. Okazało się jednak, że tego dnia czekała ich zupełnie inna "atrakcja”, o której wielu z nich wolałoby zapomnieć raz na zawsze. Na niebie ukazał się bombowiec, który w ułamku sekundy runął na ziemię, rozbijając się na wrzosowisku. Przerażeni turyści oniemieli z wrażenia, a gdy tylko zaczęli dochodzić do siebie, rozdzwoniły się telefony, gdyż o przerażającej katastrofie chcieli poinformować pracujących w parku ratowników. Relacja znajdującej się wśród nich policjantki jest niezwykła. Kobieta przyznaje, że w przelatującym samolocie dostrzegła coś dziwnego, czego nie potrafi racjonalnie wytłumaczyć. Nie dość, że maszyna znajdowała się bardzo blisko od ziemi, na niebezpiecznej i wręcz zabronionej wysokości, to na dodatek z wszystkich okien wydobywało się oślepiające światło. W akcję poszukiwawczą zaangażowano ponad sto osób, ale zakończyła się ona fiaskiem. Nie udało się ustalić, gdzie dokładnie doszło do katastrofy. Rozrzucone w wielu miejscach parku szczątki samolotów wydają się być jedynymi jej śladami. Ciał pilotów, którzy mogli znajdować się na pokładzie, nigdy nie odnaleziono. Nie bez powodu Peak District nazywane jest cmentarzyskiem samolotów. Poszukując racjonalnego wyjaśnienia przyczyn katastrof, podaje się ciągle błyskawicznie zmieniające się warunki atmosferyczne oraz nisko opadające chmury. W tym pięknym i zarazem niebezpiecznym miejscu zdarzają się jednak rzeczy, które nie sposób wyjaśnić dostępnymi środkami… Autor: Andy Lauffin Źródła: Wydawnictwo Astrum
Zastraszacze
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się by zagłosować.