Elisabeth Köbler-Ross - badaczka śmierci klinicznej
Elisabeth Köbler-Ross przyszła na świat w Szwajcarii w 1926 roku jako pierwsza z trojaczków. Poród odbierała lekarka, która uważała się za jasnowidzącą.
Zastraszacze
Elisabeth Köbler-Ross - badaczka śmierci klinicznej
Elisabeth Köbler-Ross przyszła na świat w Szwajcarii w 1926 roku jako pierwsza z trojaczków. Poród odbierała lekarka, która uważała się za jasnowidzącą. Powiedziała, że Eva, która urodziła się ostatnia, zawsze będzie najbliższa sercu matki. Erika, druga w kolejności, wybierać będzie w życiu drogę środka. O Elisabeth zaś, która pokazała drogę swoim siostrom, rodzice nigdy nie będą musieli się martwić. W tym ostatnim przypadku jednak się pomyliła.
“Moi rodzice chcieli, żebym była miłą, chodzącą do kościoła gospodynią domową. Zamiast tego zostałam kontrowersyjnym psychiatrą, wykładowcą na uczelniach Stanów Zjednoczonych, osobą kontaktującą się z duchami – wysłannikami świata, który, jak wierzę, jest o wiele bardziej przepełniony miłością i wspanialszy niż nasz własny.”
Elisabeth od dzieciństwa marzyła o zawodzie lekarza. Lekceważąc życzenie ojca, aby była sekretarką w jego firmie, już jako nastolatka podjęła pracę laborantki w szpitalu. Mając 20 lat, wstąpiła do Międzynarodowej Ochotniczej Służby Pokoju, z którą jako wolontariuszka podróżowała po zniszczonej wojną Europie Wschodniej (w tym po Polsce). Została sanitariuszką i pomagała w tworzeniu polowych szpitali. Wstrząsającym przeżyciem było dla niej zwiedzanie Majdanka. Na ścianach baraków, w których Żydzi czekali na śmierć w komorach gazowych, zauważyła na różne sposoby wyryte, wyrzeźbione, wyrysowane motyle. Dlaczego MOTYLE? – zastanawiała się wtedy i przez najbliższe 20 lat.
Pobyt w Majdanku miał wpływ na jej późniejsze losy. Postanowiła całe swoje życie poświęcić dla dobra innych, służąc ludziom, dając miłość i współczucie: “Celem mego życia będzie staranie o to, by przyszłe pokolenia nie wydały z siebie kolejnego Hitlera”.
Policzek dla medycyny
Studiowała w Akademii Medycznej w Zurychu, marząc o tym, że zostanie wiejską lekarką. Stało się jednak inaczej. Na studiach poznała Amerykanina Emanuela Rossa, którego poślubiła i z którym po uzyskaniu dyplomu wyjechała na stałe do Stanów Zjednoczonych. Miała wówczas 32 lata.
Od początku praktyki lekarskiej największą uwagę Elisabeth zwracali pacjenci, którym medycyna nie mogła już pomóc – nieuleczalnie chorzy oraz umierający. Umierający pacjent był (i nadal jest) dla lekarza niczym policzek. Jego stan oznacza, że oto lekarz poniósł porażkę, a medycyna jest nauką niedoskonałą. Tacy pacjenci leżeli zawsze najdalej od pokoju pielęgniarek, lekarze często omijali ich podczas obchodu, a na dodatek, wizyty rodziny były ściśle reglamentowane – do kilku minut dziennie. Nikt z nimi nie rozmawiał, nie mówił im prawdy. Kiedy chory na raka pytał, czy umiera, w odpowiedzi przeważnie słyszał: “Ach, niechże się pan nie wygłupia!” Nie mieli szansy pożegnać się, dokończyć swoich spraw; jeszcze żyli, ale dla otoczenia byli już umarli, gdyż zarówno rodzina, jak i lekarze bali się stanąć twarzą w twarz z kimś, czyje dni są policzone. W tych ostatnich, ważnych chwilach swego życia chorzy pozostawali skazani na samotność.
Po zrobieniu specjalizacji w dziedzinie psychiatrii doktor Ross zaczęła pracować jako konsultant w szpitalu w Montefiore. Najdłużej zatrzymywała się właśnie przy łóżkach tych, którzy nie mieli już wiele czasu. Brała ich za rękę, słuchała, towarzyszyła im w rozpaczy, ale czasem bywała świadkiem ich pogodzenia ze śmiercią, zgody na los.
Opowiedz, jak umierasz
Przełomowy moment w pracy Elisabeth nadszedł wtedy, kiedy musiała zastąpić swojego profesora na zajęciach ze studentami. Profesor polecił jej poprowadzenie seminarium, dając wolną rękę. Elisabeth zrobiła coś, co było absolutnie szokującym i rewolucyjnym posunięciem. Zaprosiła na zajęcia umierającą na białaczkę szesnastoletnią dziewczynkę, żeby opowiedziała o tym, jak to jest mieć szesnaście lat i nie móc marzyć o zdaniu matury albo pójściu na randkę…
Seminarium wywołało niesamowicie żywą reakcję. Niektórzy studenci i lekarze płakali. Po raz pierwszy zetknęli się z emocjami towarzyszącymi śmierci, czego do tej pory za wszelką cenę unikali. “Może teraz nie tylko będziecie wiedzieć, jak czują się umierający pacjenci, ale także potraficie leczyć ich ze współczuciem” – wyraziła nadzieję pani doktor.
Od tej pory podobne seminaria Elisabeth prowadziła regularnie. Zapraszała na nie osoby w stanach terminalnych, które chętnie mówiły o swoich przeżyciach, doświadczając radości z bycia wysłuchanym. Chociaż byli umierający, czuli, że ich życie wciąż może jeszcze mieć jakiś cel, że mają powód, by żyć do ostatniego tchnienia. Że są komuś potrzebni, że dzięki nim inni mogą się jeszcze czegoś nauczyć, coś zrozumieć.
“Wszystko, co chce wiedzieć o mnie mój lekarz, to wielkość mojej wątroby. Cóż mnie to obchodzi w tym stanie? W domu mam pięcioro dzieci, które potrzebują opieki. To mnie zabija. A nikt nie chciał ze mną o tym rozmawiać!” – skarżyła się jedna z pacjentek.
Przemienieni w motyle
Obserwując umierających pacjentów, Elisabeth zauważyła, że nawet ci najbardziej zagniewani i zdenerwowani rozluźniali się tuż przed śmiercią. Niektórzy nawiązywali kontakt ze swoimi bliskimi lub innymi istotami, których ona nie widziała. Zadawała sobie pytanie, co dzieje się potem. W jakiej formie życie opuszcza ciało i dokąd, jeśli w ogóle, odchodzi?
W pewnym momencie, w nagłym przebłysku, pojęła, dlaczego umierający w Majdanku rysowali właśnie motyle. Więźniowie wiedzieli, co się wydarzy. Że wkrótce opuszczą swoje ciała tak, jak motyl opuszcza swój kokon. I że te rysunki były jakby przesłaniem pozostawionym od nich przyszłym pokoleniom.
Na tamtym świecie jest lepiej
Jedną z pacjentek doktor Ross była pani Schwarz, kobieta w średnim wieku, która aż 10 razy była reanimowana. Na seminarium opowiedziała o tym, co zapamiętała z momentów, kiedy lekarze walczyli o jej życie oraz kiedy uznali ją za zmarłą: jak opuściła ciało, zawisła pod sufitem, skąd przyglądała się ich wysiłkom. Cytowała słowa lekarzy, dokładnie mówiła o tym, co robili.
Swoje przeżycia opowiedziała studentom na seminarium, gdyż bała się, że ma zaburzenia psychiczne. Ale doktor uwierzyła jej i przekonywała studentów, mówiąc: “To, że nie znamy bądź nie rozumiemy pewnych zjawisk, nie oznacza, że one nie istnieją. Gdybym zagwizdała gwizdkiem dla psów, nikt z was by tego nie usłyszał, a pies – owszem. Czy oznacza to, że ten dźwięk nie istnieje?”.
Na seminarium pojawiła się także dziewczynka, która przeżyła śmierć kliniczną. W świecie, w którym się znalazła, było tak cudownie, że nie chciała wracać. “Nie mówiłam o tym swojej matce, gdyż musiałabym jej powiedzieć też, że istnieje dom, w którym panuje milsza atmosfera, niż w naszym domu rodzinnym”. W końcu zwierzyła się ojcu, w tym także z tego, że jej brat z czułością się do niej przytulał. Wiadomość ta zaszokowała ojca, nigdy bowiem nie mówił córce o tym, że miała brata, który umarł kilka miesięcy przed jej narodzinami.
Wybrana przez duchy
Z panią Schwarz doktor Ross spotkała się raz jeszcze. Badania nad przeżyciami osób, które opuściły ciało, były nie do przyjęcia dla większości jej kolegów. Atmosfera w szpitalu wokół niej zrobiła się tak nieprzyjemna, że postanowiła tych badań zaniechać. Kiedy chciała oznajmić to swoim współpracownikom, zobaczyła przezroczystą postać unoszącą się w powietrzu. Rozpoznała w niej zmarłą 10 miesięcy wcześniej panią Schwarz. Zjawa poprosiła ją, by nie rezygnowała z badań nad śmiercią i umieraniem. Mówiła, że lekarka otrzyma pomoc z Tamtego Świata. Na prośbę pani doktor napisała na kartce krótkie podziękowania dla jej najbliższego współpracownika, po czym zniknęła.
“Jeśli ktoś nie jest gotowy na mistyczne przeżycia, nigdy w nie nie uwierzy. Kiedy jednak jest otwarty, wówczas nie tylko będzie je miał, ale także będzie przekonany o ich absolutnej realności, nawet wtedy, gdyby przypiekano mu pięty” – tak pani doktor skomentowała to wydarzenie w swoim pamiętniku.
Na początku lat siedemdziesiątych doktor Ross i jej współpracownicy przeprowadzili około 20 tysięcy rozmów z osobami, które “przeżyły” własną śmierć. Wśród nich byli Eskimosi, Indianie, protestanci i muzułmanie. We wszystkich przypadkach przeżycia były podobne i przekonały doktor, że nie chodzi tu o zbieg okoliczności czy też rodzaj halucynacji.
Jak bowiem wytłumaczyć historię pewnej kobiety, którą uznano za zmarłą w wypadku samochodowym, a która po odzyskaniu przytomności powiedziała, że wróciła po spotkaniu z mężem? Później lekarze powiadomili ją, że jej mąż zginął w innym wypadku po drugiej stronie miasta…
Te i podobne doświadczenia doprowadziły Elisabeth do wniosku, że życie nie kończy się w momencie, w którym ustają funkcje fizyczne ciała. Człowiek posiada duszę, która po śmierci ciała fizycznego zaczyna żyć swoim własnym życiem.
Życie trwa wiecznie

Doktor Köbler-Ross wielokrotnie kontaktowała się ze swoimi przewodnikami duchowymi za pomocą zaprzyjaźnionych osób o zdolnościach mediumicznych. Pewnego razu duch opiekuńczy powiedział, że jej badania nad śmiercią i umieraniem dobiegły końca. Czas, by powiedziała światu, że śmierć nie istnieje. “Dlaczego właśnie ja? – spytała. – Dlaczego nie wybierzecie duchownego lub kogoś w tym rodzaju?”. W odpowiedzi usłyszała między innymi: “Ma to być osoba ze świata medycyny i nauki, a nie religii i teologii, ponieważ przedstawiciele tych dwu dziedzin nie spełnili pokładanych w nich nadziei”.
Elisabeth wygłosiła więc wykład “Śmierć i życie po śmierci”. Spotkał się on z bardzo ciepłą reakcją. Zabrało po nim głos wiele osób, które same doświadczyły życia w formie duchowej lub słyszały o tym od swoich najbliższych albo przeżyły spotkania z istotami duchowymi, a do tej pory bały się lub wstydziły o tym z kimkolwiek rozmawiać. Do końca swego życia doktor Ross jeździła po całej Ameryce z wykładami, na których głosiła, że śmierć oznacza jedynie przejście do innej formy bytowania.
“Może przyszłe pokolenia będą świętować, gdy ktoś ukończy naukę w szkole zwanej życiem i nie będą robić tak absurdalnej tragedii z umierania. Jeśli już, to ludzie powinni boleć nad tym, kiedy ktoś rodzi się i musi rozpocząć całe to nonsensowne życie jeszcze raz.”
Cztery etapy powrotu do domu
Na podstawie rozmów z pacjentami, Elisabeth Köbler-Ross podzieliła proces umierania na kilka faz:
-
Faza pierwsza: Ludzie wydostają się z ciał niczym motyle z kokonów. Unoszą się nad swoimi “powłokami” i są świadomi tego, co się wokół dzieje. Opisują zdarzenia, które nastąpiły po wypadku, albo co działo się na sali operacyjnej, cytują rozmowy lekarzy. W tej fazie doświadczają pełni, np. jeśli ktoś był sparaliżowany, teraz może się swobodnie poruszać. Jeśli ktoś był niewidomy, odzyskiwał zdolność widzenia.
-
Faza druga: Ludzie pozostawiają za sobą swoje ciała fizyczne i znajdują się w stanie życia po śmierci. Mogą poruszać się w dowolnym kierunku z prędkością myśli. W jednej chwili, jeśli tylko zechcą, mogą znaleźć się ze swoją rodziną, która przebywa np. na drugiej półkuli. W tej fazie spotykają swoich aniołów stróżów, przewodników czy też – jak opowiadają dzieci – kolegów, a także zmarłych członków rodziny i przyjaciół.
-
Faza trzecia: Ludzie przechodzą przez tunel, przełęcz w górach albo strumień i na końcu dostrzegają oślepiająco jasne światło. Emanuje ono ciepłem, energią duchową i przede wszystkim niewyobrażalnie wielką bezwarunkową miłością. Jest pierwotnym źródłem energii wszechświata. Niektórzy nazywają je Bogiem, inni Chrystusem lub Buddą, ale wszyscy są zgodni, że jest to miłość najczystsza z możliwych – tak piękne uczucie, że nie ma się ochoty wracać do fizycznego ciała. Ci, którzy tego doświadczyli, zgodnie twierdzą, że jedynym uzasadnieniem sensu życia jest właśnie miłość.
-
Faza czwarta: Ludzie mówią, że wtedy znajdują się w obecności Najwyższego Źródła. Mają dostęp do wszelkiej wiedzy na temat teraźniejszości, przeszłości i przyszłości. W tym stanie dokonują przeglądu całego swego życia, oceniają je i analizują. Uświadamiają sobie powody każdej decyzji i jej konsekwencje. Widzą także, jakie mogłoby być ich życie, jaki mieli w sobie potencjał. Często także słyszą pytanie: “Co zrobiłeś dla dobra innych?”. To najtrudniejsze z pytań, wymaga bowiem zastanowienia się nad tym, czy w życiu dokonywało się najlepszych wyborów. Człowiek orientuje się, czy skorzystał z lekcji, jakie zostały mu udzielone przez życie i czy nauczył się bezwarunkowej miłośc
Artykuł: Elżbieta Bazgier
Źródło : “Gwiazdy Mówią”
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się by zagłosować.


Żadne komentarze nie zostały dodane.