Otwock: "Dom Duchów"
Ponad 100 lat temu miejsce to było jedną z wizytówek rozwijającego się uzdrowiskowego Otwocka. Dziś po chwale „Zofiówki” pozostały jedynie puste mury. Strasząca ruina przyciąga wielbicieli paintballu, ASG i… poszukiwaczy zjawisk paranormalnych.
Zastraszacze
Ponad 100 lat temu miejsce to było jedną z wizytówek rozwijającego się uzdrowiskowego Otwocka. Dziś po chwale „Zofiówki” pozostały jedynie puste mury. Strasząca ruina przyciąga wielbicieli paintballu, ASG i… poszukiwaczy zjawisk paranormalnych.
Jeden z budynków tzw. "Zofiówki" w Otwocku. (fot. Projekt NPN)
Historia Zakładu dla Nerwowo i Psychicznie Chorych Żydów rozpoczęła się na początku XX wieku. Wtedy leczenie zaburzeń umysłowych w podobnych placówkach było w powijakach. Pierwsze kroki w tej dziedzinie stawiali w podberlińskim Zehlendorfie Niemcy, którzy paradoksalnie czterdzieści lat później przyczynili się do unicestwienia otwockiego zakładu. Nie uprzedzajmy jednak faktów. W 1906 roku z inicjatywy warszawskiego psychiatry Adam Wizel, neurologa i działacza społecznego Samuela Goldflama, autora podręcznika „Diagnostyka chorób nerwowych” Ludwika Bregmana oraz inżyniera Adolfa Weisblatema zawiązano Towarzystwo Opieki nad Ubogimi, Nerwowo i Umysłowo Chorymi Żydami. Rok później darowizna Zofii Endelmanowej umożliwiła zakup 17 ha ziemi, a w 1908 roku na stanowiących własność Towarzystwa gruntach stanął pierwszy piętrowy pawilon nowego sanatorium. Personel placówki, oprócz nowatorskiego profilu działalności, postawił na równie pionierskie metody terapii. W „Zofiówce” (w potocznie używanej nazwie uczczono pamięć fundatorki zakładu) skupiono się na przywracaniu pacjentów społeczeństwu, a ważnym elementem ich leczenia była praca. Wkrótce sanatorium rozrosło się o kolejne budynki. W 1910 roku powstał pawilon dla kobiet a w 1926 r. kolejny. W połowie lat 30, pod rządami doktora Jakuba Frostiga – wynalazcy insulinowej metody leczenia schizofrenii oraz jednego z późniejszych odkrywców terapii elektrowstrząsowej, szpital dysponował już 275 łóżkami. W tym „obozie izolacyjnym” zniekształconych dusz, jak pisał o „Zofiówce” otwocki monografista Cezary Jellenta, azyl znalazła m.in. matka Juliana Tuwima, umieszczona tu po swojej próbie samobójczej.
Wkrótce nastał rok 1939, a wraz z nim tragiczny koniec świetności „Zofiówki”. W czasie okupacji zakład znalazł się w obrębie tzw. części kuracyjnej utworzonej pod koniec 1940 roku przez Niemców otwockiej dzielnicy żydowskiej. Z rozkazu władz okupacyjnych placówka funkcjonowała nadal, jako jedyny działający na terenie Generalnej Guberni zakład dla umysłowo chorych Żydów. Jednak warunki panujące w jej murach pogarszały się z każdym dniem. 350 pacjentów skazanych zostało na powolną śmierć głodową w ramach prowadzonej przez nazistów akcji T4, określanej przez nich eufemistycznie „likwidacją życia niewartego życia”. Systematyczną „eutanazję” podopiecznych „Zofiówki” zakończyła likwidacja otwockiego getta. Rankiem 19 sierpnia 1942 roku nadzorowani przez Niemców Ukraińcy spędzili chorych i załogę szpitala do pawilonu I. Część z nich (około 110 -140) zabito na miejscu, resztę wywieziono do Treblinki. Likwidacje szpitala przeżyło jedynie kilku lekarzy, którym udało się uciec sanitarką do Warszawy. Nocą poprzedzającą te wydarzenia pozostały personel, wśród nich ówczesny kierownik ośrodka dr Włodzimierz Kaufaman, odebrał sobie życie zażywając cyjanek potasu.
Jedno z ciekawszych zdjęć, które w ostatnim czasie dotarły do Projektu NPN. Zostało wykonane parę tygodniu temu na terenie „Zofiówki”. Wyraźnie dostrzec możemy na nim białą postać stojącą w przejściu. Znajduje się ona prawie w centralnym punkcie fotografii. Wg relacji autora czuł on jakąś dziwną obecność w tym pomieszczeniu.
W połowie 1943 roku w „Zofiówce” oraz w pobliskim sanatorium „Brijus” powstał ośrodek niemieckiej instytucji opiekuńczo-charytatywnej „Lebensborn” („Żródło życia”), służącej „odnowieniu krwi niemieckiej” i „hodowli nordyckiej rasy nadludzi”. Zakład, noszący nazwę „Lebensborn Ostland”, pomieścić miał ok. 100 matek i 150 dzieci, stając się „wzorcową placówką w Generalnym Gubernatorstwie prowadzoną przez SS”. Placówka zajmowała się również germanizacją dzieci polskich, i przystosowaniem ich do adopcji w rodzinach niemieckich.
Po wojnie „Zofiówka” wróciła do swojego pierwotnego medycznego przeznaczenia. Aż do połowy lat 80. Leczono w niej gruźlicę. W 1985 roku na powrót zaczęto tu leczyć schorzenia neuropsychiatryczne, ale pacjentami były głównie dzieci i młodzież uzależniona od środków odurzających. Taka struktura zakładu przetrwała do połowy lat 90. kiedy podjęto decyzję o jej ostatecznej likwidacji.
Dziś pozostałości zakładu przy ul. Kochanowskiego to mekka przyciągająca głównie amatorów gier militarnych. Nic dziwnego, bo położone na uboczu zaniedbane ruiny „Zofiówki” jako żywo przypominają strefę działań wojennych. Jednak wielbiciele paintballu i ASG to nie jedyni „nawiedzający” teren byłego szpitala. 23 stycznia „Zofiówkę” odwiedziła ekipa badaczy zjawisk paranormalnych, szukająca tu dowodów potwierdzających doniesienia o rzekomej aktywności duchów. Więcej na ten temat w rozmowie z twórcą Projektu NPN, dziennikarzem zajmującym się zjawiskami nadprzyrodzonymi i zagadkami historii Marcinem Mizerą.
Czy mury „Zofiówki” skrywają jakąś tajemnicę? Jedno jest pewne – o jej tragicznej przeszłości nie wolno nam zapomnieć.
Autor: Maciej Gągała NPN
Źródło: „Gazeta Otwocka”, luty, 2012
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się by zagłosować.
Żadne komentarze nie zostały dodane.