Zagadka nawiedzonego domu w Zdziechowie
6 stycznia 2002 roku Weronika Ziarnia chciała napisać na drzwiach swojego mieszkania K+M+B. Nie dała rady, ponieważ "coś" usiłowało wyrwać jej kredę z dłoni.
Zastraszacze
6 stycznia 2002 roku Weronika Ziarnia chciała napisać na drzwiach swojego mieszkania K+M+B. Nie dała rady, ponieważ "coś" usiłowało wyrwać jej kredę z dłoni.
Tego samego dnia na jej oczach z szafki w kuchni wypadły garnki, sztućce i talerze. Stół i krzesła przesuwały się, mimo że nikt ich nie dotykał. Meble w pokoju drżały. "Coś" ciskało o ściany świętymi wizerunkami, świecznikami, a nawet wysunęło na środek mieszkania ciężką szafę.
Pani Weronika zaalarmowała syna i synową. Przy nich także w mieszkaniu wszystko fruwało. Stołek, na którym siedział Łukasz, wnuk pani Weroniki, zaczął się szybko obracać wokół własnej osi; chłopak z przerażenia nawet nie krzyknął.
Nie tylko właściciele mieszkania byli świadkami tego zjawiska. Widział to także ksiądz, który na "dzień dobry" oberwał doniczką. Ksiądz poświęcił mieszkanie, odmówił specjalną modlitwę i odprawił mszę za zmarłych. Mimo to dziwne zjawiska nie ustąpiły.
Postanowiłam pojechać do Zdziechowej i przeprowadzić badania na własną ręką.
Tuż przed wejściem do budynku odebrałam bardzo silne fale. Promieniowanie było mocno skoncentrowane i niczym smuga dymu wnikało w budynek na wysokości mieszkania pani Ziarni. Będąc już w mieszkaniu, odebrałam odgłosy kapiącej wody w kranie, miauczenia kota, oraz płaczu noworodka.
W rzeczywistości kran był suchy, kota w tym budynku w ogóle nie było, tak samo jak małych dzieci. Głosy, które słyszałam, musiały być echem przeszłości.
W mieszkaniu nabrałam przekonania, że to nie duchy przemieszczają przedmioty; że zjawisko to ma związek z paranormalnymi zdolnościami jednej z przebywających tam osób.
Już wcześniej córka pani Weroniki zastanawiała się, czy to przypadkiem nie jej mąż jest przyczyną całego zamieszania. Od dziecka miał niezwykłe zdolności. Potrafi, na przykład, bez różdżki wskazać miejsce pod studnię. Zdarzało mu się też często, że kiedy podnosił słuchawkę, aby do kogoś zadzwonić, dana osoba odzywała się, zanim jeszcze zdążył wybrać jej numer.
Za tym, że to jego psychika pozwalała przemieszczać przedmioty, przemawiało też jedno dziwne zdarzenie: pewnego dnia, kiedy dziwna siła wyrzuciła ubrania z szafy, zdenerwował się i krzyknął: "Posprzątaj!". Ku jego zdziwieniu, wszystko w sekundę znalazło się natychmiast w szafie!
Tadeusz Kotowski jest bardzo wrażliwym człowiekiem. Ma uzdolnienia artystyczne. W rozmowie ze mną twierdził, że widuje duchy, a w nocy, przed zaśnięciem - czarne cienie poruszające się po mieszkaniu.
Moim zdaniem to, co widywał Kotowski, to nie duchy, lecz obrazy z przeszłości pojawiające się w przebłyskach jasnowidzenia. Zastanawiało mnie tylko, dlaczego w mieszkaniu pani Weroniki doszło do tak olbrzymiej manifestacji mocy pana Tadeusza (z czego, co trzeba podkreślić, całkowicie nie zdawał sobie sprawy).
Jak się zorientowałam, w czasie, kiedy wystąpiło to zjawisko, Tadeusz Kotowski przeżywał poważny kryzys - nie mógł znaleźć pracy. W domu brakowało pieniędzy. Frustracja i poczucie bezradności to wystarczające powody, by w człowieku wyzwoliła się olbrzymia siła psychiczna. A wybuchła ona tuż przed wizytą księdza po kolędzie, ponieważ pan Tadeusz był zdecydowanie źle nastawiony do Kościoła i kleru.
Po spotkaniach ze mną Kotowski postanowił popracować nad opanowaniem swoich mocy psychicznych. Udało mu się wyciszyć i zapanować nad zjawiskiem psychokinezy. Zmienił swoje nastawienie do Kościoła. Rozwinął u siebie zdolność jasnowidzenia i telepatii. Uważam, że obecnie jest już w stanie nieść pomoc innym, którzy są w takiej samej sytuacji, jak on przed rokiem.
Alicja Ziętek
Fot. Marek Lapis
Źródło: gwiazdy.com.pl
- Szakal2406- 29.08.2010 10:52:52
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się by zagłosować.