Głodne Duchy pragną światła
- Tego typu sprawy nigdy mnie nie obchodziły - zaznacza Renata Blaszkowska.
Zastraszacze
To mogło przydarzyć się każdemu. Całkowicie niespodziewanie. Bez względu na to, czy wierzy w niematerialne istoty, życie duchowe, zjawy.
- Tego typu sprawy nigdy mnie nie obchodziły - zaznacza Renata Blaszkowska. - Byłam szczęśliwą młodą mężatką, uważałam się za dziewczynę w czepku urodzoną. Razem z mężem Krzysztofem przeprowadziliśmy się do wymarzonej kawalerki, na którą złożyli się nasi rodzice. Kończyliśmy studia, prowadziliśmy rozrywkowe życie, kochaliśmy się... Sielanka została jednak brutalnie przerwana. Krzysztof do dziś obwinia się, że ściągnął do domu nieszczęście. Skąd jednak mógł wiedzieć?
To był całkiem zwyczajny wieczór
- Zajęcia na uczelni skończyły się po szóstej, zrobiłem zakupy i wpadłem do sklepu z nowościami muzycznymi - wyjaśnia Krzysztof. - Kupiłem dwie płyty CD z muzyką hard-core. Właściwie nie mam pojęcia dlaczego, nigdy nie przepadałem za tak ostrymi kapelami.
Renata i Krzysztof zjedli kolację i postanowili posłuchać nowych płyt. Zaczęli tańczyć. Rytm wciągał ich i porywał. Dziewczyna opowiada, że straciła poczucie rzeczywistości. Słyszała tylko dźwięk gitary. Chciała się zatrzymać. Usiąść na kanapie. Odpocząć. Nie mogła. Pamięta, że Krzysztof potrząsał ją za ramiona.
- Często razem tańczyliśmy, ale nigdy w ten sposób - zamyśla się Renata. - Gdy płyta przestała grać, roześmialiśmy się. Powiedziałam do Krzysztofa, że to był prawdziwy "czad".
W nocy miałam potworny sen
Pamiętam każdy szczegół - mówi Renata. - Tajemniczy mężczyzna, nie mogłam dojrzeć jego twarzy, szarpał mnie za włosy, bił, w końcu brutalnie zgwałcił. Potem zaczął dusić... Obudziłam się. Krzyczałam. Zasnęłam ponownie w ramionach Krzysztofa.
Od tego jednak się zaczęło. Koszmary nawiedzały Renatę każdej nocy. Nie zawsze potrafiła sobie przypomnieć, co jej się śniło. Była jednak pewna, że za każdym razem było to coś złego... Dziewczyna była nieustannie zmęczona, zniechęcona, bez powodu wybuchała płaczem.
- Myślałem, że to takie "babskie kaprysy" - przyznaje Krzysztof - jednak pewnej nocy i mnie przyśnił się potworny koszmar. Stałem nad czarną wodą, nagle wciągnął mnie wilgotny, zimny, straszny wir. Byłem zupełnie bezwolny, nie wiedziałem jak się przeciwstawić, co robić.
Młodzi małżonkowie nie mogli udawać, że nic się nie dzieje. Musieli przyznać, że coś się w ich spokojnym do tej pory życiu zmieniło. Nie wiedzieli jednak, co się stało, ani co było tego przyczyną.
- W sobotę wieczorem oglądałam film w telewizji - wspomina Renata. - Krzysztof pisał coś na komputerze. Zobaczyłam, że krzyż, który przywieźliśmy z Grecji, z naszej podróży poślubnej... sam się przesuwa. Zaczęłam przeraźliwie krzyczeć. Nie mogłam się opanować.
Widziałem to na własne oczy
- uzupełnia Krzysztof. - To był taki wolny ruch, jakby wahadła. Czułem, że muszę coś zrobić... Podszedłem i chwyciłem krzyż w dłoń. Miałem złudzenie, że dotykam czegoś potwornie zimnego... Po chwili zaczął się ruszać świecznik. Takim samym, wahadłowym ruchem...
Renata i Krzysztof nie mieli wątpliwości, że w ich domu straszy. Pospiesznie spakowali najpotrzebniejsze rzeczy i w środku nocy uciekli do rodziców. Tłumaczyli, że ich mieszkanie jest nawiedzone, że się boją. Rodzice wyśmiali ich. Uznali, że młodym coś się przywidziało i wszystko znajdzie racjonalne wytłumaczenie.
- Mimo kpin i docinków mieszkaliśmy kilka dni u moich rodziców - tłumaczy Renata. - Wróciliśmy jednak do domu. Dlaczego? Złe sny nie mijały, ciągle wydawało się nam, że "to" jest z nami. Rodziców w żaden sposób nie atakowało... Dlatego też nie rozumieli nas, doradzali wizytę u psychiatry. My jednak czuliśmy, że "coś" się dzieje.
Żyli w nieustannym strachu

Renata ani na chwilę nie chciała zostać sama, całą noc w mieszkaniu musiały być pozapalane światła. Krzysztof spał tylko po dwie-trzy godziny na dobę. Małżonkowie zaczęli się kłócić, wzajemnie oskarżali o prawdziwe i wyimaginowane winy. Wydawało się, że z dawnej harmonii i zrozumienia nie pozostało ani śladu...
- Dlaczego natychmiast nie szukaliśmy pomocy? - zastanawia się Renata. - Po prostu byliśmy całkowicie nieświadomi tego, co należy w takich sytuacjach robić. Nigdy nie mieliśmy do czynienia z ezoteryką ani tym podobnymi sprawami. Popadliśmy w bardzo dziwny stan, strach nie pozwalał nam normalnie myśleć. To było jak letarg.
- Pewnego razu obudziliśmy się w środku nocy, jak na komendę - mówi Renata. - Co to było? Nie sposób tego wytłumaczyć ani opisać. To było jak zagęszczone w jednym miejscu powietrze. Cień, który się ruszał.
- Jakby skupiona w jednym miejscu czarna mgła - dopowiada Krzysztof. - Trwało to kilka sekund i nagle znikło... Co czuliśmy? To już nie był strach, tylko czysta, ogromna nienawiść. Ktoś, kto nie doświadczył czegoś takiego prawdopodobnie nie zrozumie. Nienawidziliśmy zjawy, ponieważ zniszczyła nasze życie...
Dopiero wtedy małżonkowie zdecydowali się na znalezienie kogoś, kto uwolni ich od nieproszonego gościa. Pocztą pantoflową, poprzez znajomego bioterapeutę znaleźli egzorcystę.
Egzorcyzmy skończyły się fiaskiem
Zjawa jeszcze bardziej się uaktywniła. Egzorcysta obiecał "działać codziennie na odległość", potem przestał odbierać telefony od Renaty i Krzysztofa.
- Zaczęłam masowo kupować książki o tematyce ezoterycznej - tłumaczy Renata. - Z dnia na dzień rozumiałam więcej i więcej... Doszliśmy do wniosku, że zjawę wywołał dziki, niekontrolowany, prawie transowy taniec... Nie wiem, do czego się podłączyłam i w jaki sposób "to" wywołałam. Nie ma to zresztą najmniejszego znaczenia. Nasze podejrzenia potwierdziły się kilka miesięcy później, gdy spotkaliśmy egzorcystę z prawdziwego zdarzenia, który ostatecznie uwolnił nas od nieproszonego gościa.
Pewnego wieczoru małżonkowie siedzieli przy stole, nie rozmawiali. Wtedy po raz pierwszy Renata poczuła litość i współczucie...
- Byłam bardzo skupiona, myślałam o moim życiu, małżeństwie - opowiada. - Nagle zdałam sobie sprawę, jak nieszczęśliwa musi być istota, która nas opętała. Zrozumiałam, że karmi się ona naszą nienawiścią. To była taka prawidłowość: im bardziej jej nienawidziliśmy, im gorzej było między nami - tym bardziej nas nękała, stawała się silniejsza. Zaczęłam się modlić, szczerze, żarliwie o spokój tej zabłąkanej duszy...
Krzysztofa przekonały wyjaśnienia żony. Wiedział, że duch w jakiś sposób jest z nimi połączony. Nie pomogła przecież wyprowadzka do rodziców... Zjawa przenosiła się wraz z nimi. Starał się, choć jak podkreśla, nie było to łatwe, wzbudzić w sobie współczucie dla zjawy. Modlił się, by odnalazła drogę do świata, w którym powinna być.
Codziennie wieczorem zapalaliśmy małe lampki
- wspomina Renata. - Trzymaliśmy się za ręce, patrzyliśmy na światło i wysyłaliśmy je tajemniczej istocie. Skąd taki pomysł? Przeczytałam w jakiejś książce o buddyzmie, że "głodnym duchom" ofiaruje się światło. Może dlatego, że robiliśmy to z głębi serca, okazało się takie skuteczne?
Zjawa coraz rzadziej dawała o sobie znać, przedmioty nie poruszały się, w domu nie wyczuwało się niczego niepokojącego...
- Najważniejsza zmiana nastąpiła jednak w nas - uśmiecha się Krzysztof. - Dziś myślę, że zdaliśmy jakiś egzamin... Nie poddaliśmy się temu, co jest łatwiejsze: złu, niechęci, nienawiści. Ocaliliśmy nie tylko naszą miłość, ale potrafiliśmy się nią podzielić z kimś, kto tego potrzebował...
Duch odszedł. Renata i Krzysztof żyją jak przeciętne, młode małżeństwo. Nie boją się, że zjawa może kiedyś powrócić.
- Dlaczego zdecydowaliśmy się opowiedzieć naszą historię? - zamyśla się Renata. - Wiele czyta się o egzorcyzmach, wypędzaniu złego ducha... My chcielibyśmy zwrócić uwagę, jak potężna jest siła miłości, współczucia, chęci pomocy... Nadal modlimy się za "naszą" zjawę, wierzymy, że ona także odnalazła spokój.
Źródło: gwiazdy.com.pl
- Paola17- 12.01.2011 22:52:22
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się by zagłosować.